Kolejna rozprawa w procesie prezydenta Gdańska odbędzie się już po wyborach do samorządów. Paweł Adamowicz jest oskarżony o podanie nieprawdziwych danych w oświadczeniach majątkowych w latach 2010-12. Niewykluczone, że wygłoszone zostaną wówczas mowy końcowe.
Pytany przez dziennikarzy po rozprawie prokurator Piotr Baczyński ocenił, że „bardzo możliwe, że na następnym terminie” (28 listopada) proces prezydenta Gdańska się zakończy i zostaną wygłoszone mowy końcowe.
W poniedziałek przed Sądem Rejonowym w Gdańsku zeznawała jako świadek Alina J., krewna żony prezydenta Gdańska Magdaleny Adamowicz.
Kobieta mówiła m.in., że mieszkający w Słupsku dziadkowie żony prezydenta Gdańska byli majętni i często obdarowywali dzieci Magdaleny Adamowicz prezentami w formie pieniężnej.
– Dla mnie to były szokujące kwoty, bo między 5 a 10 tys. zł. Słyszałam, jako mówili, że „teraz jest nas stać, aby te pieniądze dać, że my już nic nie potrzebujemy” – dodała.
– W domu Paweł Adamowicz niczym się nie zajmuje, nie ma to na czasu. Wszystkimi sprawami, w tym finansowymi, zajmuje się jego żona – zeznała świadek.
Prezydenta Gdańska nie było na rozprawie, reprezentował go adwokat Jerzy Glanc.
Podczas pierwszej rozprawy w tym procesie, pod koniec września zeszłego roku, Adamowicz przyznał, że nie podał w oświadczeniach majątkowych wszystkich informacji. Tłumaczył, że stało się tak przez pomyłkę, która była skutkiem powielania błędów z poprzednich oświadczeń; pierwsze z nich powstało w kwietniu 2010 r.
Wyjaśniał, że był w tym czasie zaangażowany w organizację kilku uroczystości pogrzebowych ofiar katastrofy smoleńskiej pochodzących z Gdańska, a jego żona, będąc w zaawansowanej i zagrożonej ciąży, trafiła do szpitala. Adamowicz mówił też śledczym, że sprawami finansowymi zajmuje się żona.
W prokuraturze tłumaczył, że pomyłka była mechaniczna i nieświadoma; potem była powielana automatycznie przy kolejnych oświadczeniach. Adamowicz wyjaśniał, że gdy zdał sobie sprawę z błędów, sam je skorygował w kolejnych oświadczeniach.
– Opłacaliśmy z żoną od naszych mieszkań stosowne podatki, więc nie było moim zamiarem ukrywanie czegokolwiek – zapewniał.
Prezydent tłumaczył też w prokuraturze niejasności związane z danymi dotyczącymi oszczędności. Wyjaśniał, że obie jego córki dostały pieniądze od dziadków i pradziadków (ze strony żony) w kwocie kilkuset tysięcy złotych.
– Te darowizny stanowią majątek odrębny moich dzieci i nie wymagały wykazywania tego w moich oświadczeniach majątkowych – mówił w trakcie śledztwa.
?TVP Info/
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!