Smakowo przypomina bardziej – spotykany w kuchniach polowych – bulion gotowy do rozcieńczenia z deszczówką i podgrzania na butli z gazem. Mówiąc kolokwialnie: przygotowane przez prezydenta ustawy o SN i KRS to zupa upichcona z byle gnata, którą zamierza się karmić ludzi głodnych sprawiedliwości, nie zważając na wskazania dietetyczne dla alergików – osób poszkodowanych przez polski wymiar sądowych represji (?). Wariant dla mniej naiwnych obywateli: obie propozycje legislacyjne sprowadzone przez prezydenta Dudę do typowej zalewajki – bez wkładu mięsnego; za to z grubą (gipsową?) kością w postaci skargi nadzwyczajnej, która wymaga dodatkowego pośrednictwa merytorycznego ze strony Prokuratora Generalnego (PG), Rzecznika Praw Obywatelskich (RPO), Rzecznika Praw Dziecka (RPD) lub 20 senatorów, 30 posłów, marszałków Sejmu i Senatu (o, zgrozo legislacyjna, jakżeś ty pokrętna i niedorzeczna!!!). Poszkodowany obywatel będzie łaskaw wpierw skorzystać z uprzejmości urzędnika państwowego, żeby móc doznaną szkodę lub krzywdę powetować przed Sądem Najwyższym w obecności ławników (czynnik prospołeczny). Nie wystarczyłby wymóg adwokacki lub radcowski jak przy skardze kasacyjnej od kończącego sprawę wyroku zapadłego w drugiej instancji? I obowiązek rozpatrzenia skargi nadzwyczajnej przez pełny skład SN – bez opcji odrzucenia skargi na etapie wstępnego rozpoznania. A co innego sędziowie SN mają do roboty?
Zdaje się, że prezydent Duda jest zwolennikiem rozwiązań nietypowych – niekoniecznie zbieżnych z interesem prawnym obywateli w stopniu najwyższym. Jakby dążył do utrwalenia przekonania, że stanowione prawo w Polsce powinno odpowiadać współczesnym trendom złożoności tych interesów – z dostrzeżoną gruboskórnością grup zawodowych związanych z sądownictwem (korporacji sędziowskich i adwokackich), które bezapelacyjnie dążą do uzależnienia od siebie interesu prawnego wszystkich obywateli. Środowiska te – z wiadomych w końcu przyczyn – nie godzą się na choćby najmniejsze ustępstwa wobec aktualnego ustawodawcy, niesłusznie zresztą posądzając o złe intencje i przy okazji roztaczając czarne scenariusze nad praworządnością w Polsce – skądinąd wolnej i demokratycznej.
Podążając w kierunku rozładowania nastrojów społecznych, prezydent Duda postanowił podporządkować kwestie sporne – związane z m. in. z wyborem nowych członków do KRS – parlamentarnej większości 3/5 a nie zwykłej większości 2/3. Niechcący wprowadził dylemat co do racjonalności poczynań ustawodawcy w zakresie jego głównego obowiązku – stanowienia prawa w imieniu suwerena (Narodu) jak najmniejszą formą nacisku parlamentarnego. Wetując uchwalone ustawy poselskie (o SN i KRS), nie spostrzegł podstawowej przyczyny obowiązywania tych regulacji. Pominął ważny szczegół zmian mający na celu zapobieżenie dalszym nadużyciom skorumpowanych (?) sędziów, którzy w ostatnich 25 latach (zakończonych rządami koalicji PO-PSL) doprowadzili polską judykaturę (orzecznictwo) na skraj nędzy i rozpaczy – do tak gigantycznych nadużyć, że aż dech zapiera na samą myśl o tym niepospolitym draństwie.
Czy rozsądnym wyjściem są pośrednie rozwiązania uwzględniające większy udział prezydenta w proces legislacyjny niż to jest obecnie? Nie sądzę. Opozycja w dalszym ciągu traktuje ten urząd w kategoriach marionetkowych. Nie wykazuje należnego szacunku dla głowy państwa, bo nie odczuwa z tamtej strony żadnej presji naprawy państwa ze wszystkimi konsekwencjami prawnymi dla złodziei i grup przestępczych, które doprowadziły do tak dużej skali wyłudzeń majątkowych. Górnolotne peany (hymny pochwalne) wygłaszane przez prezydenta Dudę przy okazji kolejnych rocznic historycznych, związanych z niekwestionowanym bohaterstwem Polaków, stały się przedmiotem nieskrywanych drwin i uszczypliwych komentarzy – że niby zanadto wyreżyserowane pod tani aplauz publiczny i zbytnio nadęte emocjonalnie (przegadane). Przynajmniej tak sądziła niedawno – znana z telewizyjnych wystąpień – profesor socjologii, Jadwiga Staniszkis. Na której pozytywne wrażenie wywarły jedynie weta prezydenta z lipca tego roku do wspomnianych ustaw poselskich.
Wygląda na to, że głowa państwa poszukuje (autoryzowanego?) kompromisu w relacji do zamierzeń ustrojowych Zjednoczonej Prawicy. Problem może tkwić w mentalności – i w podejściu do niektórych rozwiązań. Większą siłę perswazji posiada PiS i całe zaplecze dobrej zmiany, które jak widać nie zamierza w nieskończoność cackać się z zaprzańcami i narodowymi zdrajcami. Opinia społeczna potrafi dostrzec różnice zdań wynikające ze stanowiska prezydenta i środowisk patriotycznych – aktywnych tak w parlamencie, jak i w rządzie – mimo różnej intensywności w przejawianiu dobrych zamiarów. Jak do tej pory, społeczeństwo w niemalże równym stopniu obdziela zaufaniem prezydenta Dudę oraz premier Szydło – i liczy na rychły zbieg szczęśliwych okoliczności; nie przekreślając zawczasu dobrych intencji, których przecież nie brakuje w toku prowadzonych negocjacji między tymi urzędami. Niewłaściwym natomiast podejściem są bezowocne dyskusje na temat siły posiadanego mandatu wyborczego, co nie służy wspólnemu celowi ochrony państwa przed uzurpatorstwem innych politycznym środowisk, wrogich polskiej racji stanu.
Wychodząc niejako na przeciw ewentualnemu niezadowoleniu jakie mogłoby pojawić się ze strony totalnej opozycji (PO, Nowoczesna, PSL), która postanowiła torpedować jakiekolwiek zmiany idące w tym kierunku, pałac prezydencki mimowolnie zbacza z kursu wyborczego. Gra pozorów nie przejdzie na dłuższą metę. Polacy nie zniosą doraźnego karmienia popłuczynami w postaci zastępczych rozwiązań. Widząc dalekosiężne starania rządu i parlamentu, zapobiegające m. in. imigracyjnej nawałnicy z krajów arabskich na teren Polski oraz niemałą troskę rządu wprowadzającego mechanizmy prorynkowe, społeczeństwo ma prawo odczuwać zadowolenie z tego stanu rzeczy. Wszelkie trudności legislacyjne, mogące pogorszyć ten kierunek dobrych zmian, w efekcie muszą spotkać się z negatywnym odbiorem społecznym. Prezydent Duda powinien sobie zdawać sprawę ze skali oczekiwań Polaków dotyczących przede wszystkim uzdrowienia wymiaru sprawiedliwości. Znacznie większym problemem do rozwiązania są więc zmiany kadrowe, a nie zakres kompetencyjny SN – który na własne życzenie wyzbył się przymiotu niezależności i bezstronności.
Antoni Ciszewski
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!