Opinia publiczna została wstrząśnięta wydarzeniem, jakie miało miejsce w Bartoszycach. Dwie kobiety przyjechały do wartsztatu samochdowego, by mechanik wstawił do samochodu żarówkę, która się spaliła. Właściciel polecił pracownikowi, by ten pomógł kobietom, które bardzo go o to prosiły. Toteż pracownik, chociaż miał już wyjść do domu, zabrał się do naprawy. Okazało się, że żarówki w ogóle w lampie nie ma, więc udało mu się w swoich narzędziach znaleźć podobną. Wkręcił ją do samochodu nadmieniając, żeby przy najblizszej okazji wymieniły ją w jakimś warsztacie na właściwą. Jedna z kobiet dała mu banknot 20-złotowy „za fatygę”, a on oddał jej 10 złotych. Wtedy obydwie panie wylegitymowały się jako pracownice urządu skarbowego i przeciwko pracownikowi wartsztatu wszczęte zistało postępowanie skarbowe, zakonczone wyrokiem niezawisłego sądu, który wprawdzie uznał winę tego człowieka, ale odstąpił od wymierzania mu kary.
Incydent ten był w ogóle możliwy z powodu przyzwolenia przez polskie prawo na tzw. prowokację policyjną. Nastapilo to za rzadów koalicji SLD-PSL w roku 1995 w ustawie z 21 lipca o zmianie ustaw o ministrze spraw wewnetrznych, o Policji, o Urzędzie Ochrony Państwa, Straży Granicznej i niektórych innych ustaw. Nie od rzeczy będzie wspomnieć, że UOP kierował wówczas pochodzący z porządnej, ubeckiej rodziny, generał Gromosław Czempiński, absolwent Starych Kiejkutów, który predylekcję do prowokacji policyjnej mógł wyssać, jak to się mówi, z mlekiem matki. Nie sądzę też żeby musiał specjalnie przekonywać do tego ówczesnych dygnitarzy; premiera Włodzimierza Cimoszewicza, też z pierwszorzędnymi ubeckimi korzeniami, czy ówczesnego prezesa koalicyjnego PSL Waldemara Pawlaka. W późniejszych latach uprawnienie do stosowania prowokacji policyjnej zostalo rozszerzone na inne służby, np. ABW, WSI oraz te, które z WSI wypączkowały. Obecnie chyba wszystkie instytucje państwowe mogą korzystać z tego radosnego przywileju, no i – jak widzimy – korzystają aż miło.
Na przym polega prowokacja policyjna? Na nakłanianiu obywatela do popełnienia przystepstwa po to, by następnie wytoczyć mu sprawę karna i wsadzic do kryminału. Normalnie taki nakłaniający odpowiadałby jak za podżeganie (art. 24 kodeksu karnego z 1997 roku), ale takiej odpowiedzialności nie egzekwuje się od że tak powiem, prowokatorów „uprawnionych”. Toteż nic dziwnego, że nie tylko z tej możliwości korzystają, ale też sami ja sobie rozszzerzają, jak to mialo miejsce podczas tzw. afery gruntowej za rządów premiera Jarosława Kaczyńskiego. Funkcjonariusze ABW spreparowali decyzję administracyjną, a następnie próbowali wręczyć łapówkę ówczesnemu wicepremierowi Andrzejowi Lepperowi. Ten ostrzeżony przez jakiegoś życzliwego, przyjecia łapówki odmowił, a wójt gminy, który miał rzekomo tę decyzję o zmianie przyznaczenia gruntów wydać, zauważył, ze jest ona fałszywa. Otóż ustawa o ABW pozwala abewiakom na posługiwanie się fałszywymi dokumentami, ale tylko takimi, które utrudniają ich identyfikację, jako abewiaków, np. fałszywymi dowodami osobistymi, fałszywymi prawami jazdy, falszywymi dowodami rejestracyjnymi samochodów itp. – natomiast nie wolno im preparować fałszywych decyzji administracyjnych, wyroków sądowych, czy aktów własności. Tymczasem tu z takim przekroczeniem uprawnieniń mielismy do czynienia, ale – zgodnie z zasadą: my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych – nikt nie poniósł odpowiedzialności, ani wtedy, ani później.
Prowokacja policyjna rodzi pewne trudności natury prawnej. Po pierwsze – stosowana jest w momencie, gdy nie tylko nie ma żadnego przestępstwa, ale nawet nie pojawiło się żadne podejrzenie jego popełnienia. Prowokator bowiem dopiero do popełnienia przestępstwa zachęca. Tymczasem wg art. 303 kodeksu postepowania karsnego, śledztwo wszczyna się dopiero, gdy zachodzi „uzasadnione podejrzenie popełnienia przestepstwa”, albo na skutek zawiadomienia o przestępstwie już dokonanym. W przypadku prowokacji nie ma mowy ani o jednej, ani o drugiej sytuacji, więc mamy tu do czynienia z kolizją przepisów, która godzi w prawa obywatelskie tym bardziej, że i kodeks karny w art. 1 wyraźnie stwierdza, że odpowiedzialności karnej podlega ten tylko, kto POPEŁNIA czyn zabroniony pod groźbą kary przez ustawę. Ciekawe, że zajmujący operetkową posadę rzecznika praw obywatelskich pan Bodnar, jakoś nie zauważa tego slonia w menażerii, a koncentruje się na bezpiecznym i modnym wspieraiu uroszczeń sodomitów i gomorytek. Najwyraźniej musi skądś wiedzieć, że gdyby ośmielił się wetknąć nos w nieswoje sprawy, zaraz by mu przypomniano, skąd wyrastają mu nogi.
Ale na tym nie koniec trudności, bo wyobraźmy sobie sytuację, gdy prowokator zachęca urzędnika do przyjęcia łapówki, ale natrafił na wyjątkowego uczciwca. Ten dotknięty do żywego tą propozycją, w pierwszym odruchu chwyta za krzesło i roztrzaskuje je na głowie prowokatora, poważnie go raniąc. Karetka na sygnale odwozi rannego do szpitala, gdzie lekarze próbują go ratować, ale bez powodzenia. Czy ten urzędnik będzie odpowiadał za zabójstwo i atak na funkcjonariusza publicznego na służbie, za co odpowiedzialność karna jest zaostrzona? Gdyby tak było, oznaczałoby to, iż prowokowany musi zachowywać się wobec prowokatora z daleko posuniętą rewerencją, chyba, żeby tamten od razu przedstawił się prowokowanemu: szanowny panie, jestem prowokatorem nasłanym tu przez ABW i będę nakłaniał pana do dokonania przestępstwa urzędniczego, żeby następnie wsadzić pana za kratki, bo tak sobie upodobał, dajmy na to, Naczelnik Państwa. Wtedy wprawdzie agresja wobec prowokatora byłaby nieusprawiedliwiona, ale czy taki uprzejmy funkcjonariusz nie powinien odpowiadać za naruszenie tajemnicy slużbowej, a może nawet państwowej?
Prowokacja policyjna została u nas zalegalizowana – jakże by inaczej? – pod pretekstem walki z korupcją. Ale walczyć z korupcją można na dwa sposoby. Po pierwsze – poprzez likwidowanie okazji do korupcji. Na przykład obrót paliwami płynnymi uchodzi u nas za zajęcie wyjątkowo lukratywne i z tego zapewne powodu jest koncesjonowany. Udzielenie koncesji jst równoznaczne w kosztownym prezentem, jaki urzędnik wręcza szczęśliwcowi. Ten urzędnik ma taką sama pensję bez względu na to, komu koncesję przydzieli, więc rozsądek mu podpowiada, żeby przydzielił ją temu, który obieca mu podzielenie się korzyściami. Warunki prawne do uzyskania koncesji spełnia bowiem każdy, kto się o nia ubiega, więc urzędnik siłą rzeczy musi kierować się w wyborze jakimś kryterium pozaprawnym, A skoro tak, to dlaczego nie tym? Gdyby więc zlikwidować koncesjonowanie obrotu paliwami, to nie byłoby zadnego powodu, by wręczać łapówkę, a po drugie – nie byłoby komu jej wręczyć, bo stosowny urząd zostałby wtedy zlikwidowany. Zatem korupcja, przynajmniej w tej dziedzinie, zostałaby wyeliminowana.
Drugi sposób polega na tym, by obywateli podglądać, podsłuchiwać a wreszcie – prowokować. Zajmują się tym różne państwowe instytucje, z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym na czele. Ale już na pierwszy rzu oka widać konflikt interesów między Biurem a interesem społecznym. W interesie społecznym leży jak najszybsza likwidacja korupcji. Interes Biura jest odwrotny. Skoro już powstało, a funkcjonariusze mają tam wesołe posady, to – ponieważ jedynym uzasadnieniem istnienia Biura jest tępienie korupcji – jest ono zainteresowane, by walka z korupcją trwała możliwie jak najdłużej, najlepiej tak długo by można było na tej wesołej posadzie doczekać emerytury, a jeszcze lepiej – by można było tę wesołą posadę przekazać w spadku dzieciom. Zatem z korupcją walczyć oczywiście trzeba, ale ostrożnie, żeby nie zrobić jej krzywdy.
Wreszcie uprawianie prowokacji wymaga od prowokatora pewnego zboczenia moralnego i charakterologicznego, bo jest to czynność tak obrzydliwa moralnie, że normalny człowiek odwraca się od niej z obrzydzeniem. Zauważono to jeszcze w głębokiej starożytności, o czym świadczy zachowana korespondencja między rzymskim cesarzem Trajanem a gubernatorem Bitynii Pliniuszem Mlodszym. Pliniusz pisze do cesarza z prośbą o radę, jak ma postepować z chrześcijanami, którzy w okolicach setnego roku po C hrystusie nie tylko byli liczni, ale nawet – z powodu przekonania, że powtórne przyjście Chrystusa jest kwestią dni a najwyżej miesięcy, starali się uzyskać przepustkę do Nieba poprzez smierć męczeńską i w związku z tym zachowywali się niekiedy wobec rzymskiej wladzy wyzywająco. Poza tym Pliniusz charakteryzuje chrześcijan pozytywnie pisząc, ze w gruncie rzeczy nie robią nic złego, bo spotykają się co jakiś czas przed świtem zeby śpiewać pieśni na cześć Chrystusa, a następnie przysięgą zobowiazywać się – ale nie do jakichs zbrodni, ale do tego, by nie popełniać kradzieży, grabieży, cudzołóstwa, nie lamać danego słowa, nie przywłaszczać sobie depozytów – i tak dalej, a następnie wspólnie spożywają posiłek, całkiem zresztą skromny. Dalej pisze Pliniusz, że tych, którzy po schwytaniu wypierali się przynależnosci do chrześcijańskiej „sekty” zwalniał, bo – ja powiada – „prawdziwych bowiem chrześcijan żadna siła do tego zmusić nie zdoła”. Cesarz Trajan odpowiada na to, że specjalnie wyszykiwać chrześcijan nie należy ujawnionych – trzeba karać, ale otwierając im droge do skruchy. Donoszeń zaś anonimowych w żadnym razie nie uwzględniać, bo „jest to bowiem rzeczą zawierającą w sobie bardzo zły przykład i niegodną naszego wieku.” Ciekawe, co cesarz Trajan powiedziałby na prowokację policyjną, w której nasi Umilowani Przywódcy tak sobie upodobali, że nieustanie ją rozszerzają. I jak w tej sytuacji mówić o jakimś moralnym postępie ludzkości, kiedy nawet współcześni przywódcy chrześcijan nie mają wobec policyjnej prowokacji żadnych zastrzeżeń?
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!