Sąd w Lublinie uchylił decyzję wójta gminy Dorohusk, którą chciał uniemożliwić ponowne rozpoczęcie protestu przewoźników na przejściu granicznym z Ukrainą. W poniedziałek mogą wrócić na barykady.
Przewoźnicy wygrali z wójtem Dorohuska w sądzie. Zadowolenia nie kryje Edyta Ozygała, właścicielka firmy transportowej, której wójt Dorohuska odmówił organizacji protestu: –Dorohusk nie padł, wracamy na granicę. Planujemy powrót w poniedziałek lub najpóźniej we wtorek, żebyśmy się logistycznie zorganizowali – powiedziała tuż po tym jak sąd w Lublinie uznał, że wójt nie może w taki sposób zakazać zgromadzenia.
Strajk przedsiębiorców na granicy polsko-ukraińskiej trwa od 6 listopada, obecnie na dwóch przejściach: w Hrebennem (woj. lubelskie) oraz w Korczowej (woj. podkarpackie). Do minionego poniedziałku ciężarówki blokowały także granicę w Dorohusku.
Protestujący zmniejszają przepustowość dojazdu do przejścia granicznego, dzięki temu do Ukrainy może wjechać mniej tirów (poza transportem humanitarnym oraz wojskowym, który jest przepuszczany bez kolejki). Obecnie kolejka ciężarówek do przejścia w Dorohusku ciągnie się do węzła Piaski drogi S12. To ponad 2,1 tys. ciężarówek stojących w 52-kilometrowym korku.
W ten sposób przewoźnicy domagają się:
- wprowadzenia zezwoleń komercyjnych dla firm ukraińskich na przewóz towarów (z wyłączeniem pomocy humanitarnej oraz wojskowej);
- zawieszenia licencji dla firm, które powstały po napaści Rosji na Ukrainę, a następnie ich kontrolę;
- likwidacji eCzergi, tak zwanej elektronicznej kolejki, która obowiązuje po stronie ukraińskiej.
Tymczasem wójt gminy Dorohusk Wojciech Sawa rozwiązał w poniedziałek dotychczas trwające zgromadzenie. Uznał, między innymi, że przynosi ono gminie i jej mieszkańcom straty. – Protest już bardzo długo trwa i nie przynosi efektów, a mamy coraz więcej telefonów od przedsiębiorców, których działalność opiera się na wymianie towarów czy usług z Ukrainą, na temat zdecydowanego spadku ich dochodów – mówiła TVN24 Karolina Rafalska, sekretarz gminy Dorohusk.
Protestujący kierowcy mogli wrócić do domów, by spokojnie przygotować się do świąt. To tylko teoretycznie. Plan był taki: zgłosić kolejny protest na drodze dojazdowej do granicy, a za decyzję odmowną, kolejny wniosek o zezwolenie na zgromadzenie i odwołanie do sądu. –Tutaj sędziowie będą losowani, więc prawdopodobieństwo że któreś zgłoszenie przejdzie rośnie wraz z ilością zgłoszeń – pisał na portalu X (daw. Twitter) Rafał Mekler. Zgromadzenia transportowcy mogli zgłaszać co 300 metrów, od samego przejścia w stronę Chełma. Dziś już wiemy, że nie będzie takiej konieczności.
Sąd Okręgowy w Lublinie dał sobie jeszcze czas na rozpatrzenie naszego wniosku o uchylenie decyzji wójta Dorohuska rozwiązującej protest na tym przejściu. Pod koniec tygodnia ma być wyznaczona rozprawa. Nie czekając na wynik rozprawy wcześniej zgłosiliśmy zgromadzenie obok…
— Rafał Mekler (@MeklerRafal) December 13, 2023
Decyzję zaskarżyła organizatorka zgromadzenia, Edyta Ozygała. Jak wskazywała w przesłuchaniu przed sądem, towary, które mogą ucierpieć na długim czasie oczekiwania, przepuszczane są przez protestujących w pierwszej kolejności. To samo dotyczy pomocy humanitarnej i wojskowej. Z zaskarżającą zgodził się sąd.
Sędzia Sądu Okręgowego w Lublinie, Piotr Ryng wskazał, że wójt Wojciech Sawa nie dowiódł ostatecznie możliwości zagrożenia „mienia w znacznych rozmiarach” – zarówno dla mieszkańców czy przewoźników, jak i dla skarbu państwa.
– Ten protest to jest jedyny lewar, żeby cokolwiek wywalczyć – mówił po ogłoszeniu wyroku Rafał Mekler, przedsiębiorca transportowy, członek Ruchu Narodowego, kandydat na posła w ostatnich wyborach z okręgu nr 7 z list Konfederacji. Pierwsze sukcesy już są. Z reprezentacją protestujących spotkał się w kilka godzin po nominacji minister infrastruktury Dariusz Klimczak (PSL). I choć jeszcze nie przedstawił konkretnych rozwiązań, to zaoferował pomoc oraz wysłuchał postulatów. A te są następujące:
Minister Klimczak ma wkrótce spotkać się z przedstawicielami Komisji Europejskiej oraz ukraińskiego rządu, by wyjść z impasu, do którego doszło na granicy. – Uzyskałem od protestujących wiele informacji, to była rzeczowa, pełna konkretów rozmowa. Ten obszar funkcjonowania polskiej gospodarki, przewoźnicy, byli w moim odczuciu zaniedbywani, pomijani. Ich argumenty nie były wysłuchiwane — powiedział minister Dariusz Klimczak.
Gdyby doszło do przełomu w rozmowach, przewoźnicy są w stanie rozwiązać zgromadzenie w ciągu godziny. –Jestem w kontakcie z panem ministrem, próbujemy wypracować jakiś kompromis, który pozwoli nam wrócić do domu. Mówię tu także o kierowcach ukraińskich: chcemy wrócić do domu, ale chcemy wrócić do domu z czymś – mówił Rafał Mekler.Obie strony będą musiały pójść na kompromis. Już dziś wiemy, że Ukraińcy nie wycofają się z eCzergi. Systemu nie ma tylko na przejściu w Dołhobyczowie.
– Kierowcy, którzy stoją tam w kolejce naturalnej są i tak porejestrowani w kolejkach elektronicznych na innych przejściach granicznych – dodał Mekler. System ten miał usprawnić pracę celników oraz skrócić kolejki na granicy.
Ukraińskie przewozy są także tańsze niż te polskie, wskazywał Mekler: –Jest to różnica na poziomie 30-40 procent. My mamy na siebie nałożony określony poziom obciążeń: pakiet mobilności, Polski Ład, podatek od środków transportu, a tych wszystkich wydatków nie ma strona ukraińska.
Polecamy również: Ukraińcy mają już dość wojny. Zgadzają się na pokój kosztem utraty części ziem
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!