Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa ma zamiar zrównać wymogi dla firm przewozowych z korporacjami taksówkarskimi, planuje m.in. wprowadzenie licencji na pośrednictwo przy przewozie osób – zarówno dla firm, jak i kierowców w nich pracujących. Ma też zostać wprowadzony obowiązek prowadzenia i przechowywania rejestru zleceń. Niespełnianie wymogów miałoby skutkować karami finansowym.
Szymon Huptyś, rzecznik MIB, podkreśla, że nie chodzi o walkę z Uberem. – Potrzebne są przepisy, które zapewnią równe traktowanie wszystkich podmiotów na rynku przewozu osób, a z drugiej strony będą zmierzały do poprawy bezpieczeństwa i komfortu klientów – mówi.
Największe kontrowersje wzbudza propozycja, by firmom bez licencji i ich klientom blokować dostęp do programów komputerowych, aplikacji mobilnych, a nawet numerów telefonów. Według Wojciecha Klickiego, eksperta Fundacji Panoptykon, która wczoraj alarmowała w tej sprawie, już sama koncepcja ograniczania dostępu do pewnych aplikacji jest niebezpieczna.
– By zablokować aplikację, potrzebne są filtry, które będą obserwować, jakiego typu dane są przesyłane, a to oznacza ingerencję w wolność korespondencji, wymiany i przepływu informacji w internecie – zaznacza Klicki.
W ocenie Adriana Furgalskiego, eksperta Zespołu Doradców Gospodarczych TOR, projekt zmian prawa w proponowanym kształcie nie ma szans wejść w życie. Wiadomo, że zwolennikami działalności firm takich jak Uber są wicepremier Mateusz Morawiecki czy minister nauki Jarosław Gowin. To na ich wniosek projekt, który trafił już na Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów, miał zostać poprawiony. Nie wiadomo jeszcze, jaki będzie jego ostateczny kształt i kiedy trafi do Sejmu. – Dzięki takim firmom jak Uber więcej klientów może pozwolić sobie na korzystanie z przewozów. Znacząco poprawiła się więc konkurencja – mówi Furgalski. Dodaje, że zaostrzenie regulacji może sprawić, że dostęp do tego typu usług będzie reglamentowany.
Źródło: dziennik.pl
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!