Jak wynika z dotychczasowych ustaleń, samolot, którym do Syrii leciał Chór Aleksandrowa, po starcie z lotniska w Soczi nie nabrał wysokości, ale po krótkim locie zaczął zawracać, a po chwili runął do morza. Zastanawiające jest to, że załoga nie skontaktowała się z obsługą naziemną, by powiadomić o problemach. Wygląda więc na to, że na pokładzie samolotu doszło do zdarzenia, które uniemożliwiło załodze przekazanie sygnału alarmowego na ziemię.
– Tuż po starcie i krótkim locie – trwającym dwie minuty – z samolotem stracono łączność, ale nie przekazał on na ziemię sygnału o jakichś problemach. To może świadczyć o tym, że na pokładzie zaszło jakieś ekstremalne zdarzenie – zauważył w rozmowie z RIA Novosti Witalij Andriejew, który w lotnictwie przepracował 47 lat.
Andriejew dodał następnie, że – jak wynika z praktyki – tego rodzaju sytuacje są możliwe, gdy samolot zostaje uprowadzony.
/RIA Novosti/
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!