Jak wiadomo, od roku 2017 w Polsce trwa walka o praworządność. Zgodnie z odpowienim rozłożeniem akcentów przez Naszą Złotą Panią, która ani na chwilę nie zrezygnowała z odzyskania niemieckich wpływów w Polsce, oprócz licznych folksdojczów, do walki o praworządność stanęli niezawiśli sędziowie. Ich zaangażowanie polegało przede wszystkim na opozycji w stosunku do rządu, częściowo zresztą usprawiedliwionej, bo rząd dążył do przejęcia ręcznego sterowania sądownictwem. To byłaby patologia, taka sama, jak stan, w którym sędziowie wyemancypowali się z wszelkiej zależności od państwa, które tylko ma im płacić. Ale sędziom ta druga patologia bardzo odpowiada również ze względów politycznych, Nie tylko im z tym wygodnie, bo swoje łajdactwa i korupcję ukrywają za parawanem niezawisłości, ale istnieje też powód głębszy. Otóż apolityczność sędziów możemy śmiało włożyć między bajki, na co wskazuje istnienie dwóch opozycyjnych partii sędziowskich: “Iniuria”, to znaczy pardon – oczywiście “Iustitia” – oraz “Themis”. Sędziowie ci opowiadają się za “postępem”, zaś o tym, co jest “postępem”, a co nie, decyduje kolejna, już chyba piąta, trockistowska Międzynarodówka Komunistyczna, która te opinie ugruntowuje w opinii publicznej za pośrednictwem opanowanych w ramach “długiego marszu” instytucji, mediów i przemysłu rozrywkowego. W ten sposób sędziowie nie tylko w Polsce, włączają się w nurt komunistycznej rewolucji, w czym wspiera ich Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu, podobnie jak inne instytucje unijne, pozostający pod nadzorem Niemiec. Ponieważ promotorzy rewolucji komunistycznej zdają sobie sprawę, że przeforsowanie, zwłaszcza gwałtowne, niektórych komunistycznych pomysłów, zwłaszcza skierowanych na niszczenie organicznych więzi społecznych, mogłoby natrafić na wielkie trudności i wzbudzić opór, nowa strategia stawia na przekszałcanie systemów prawnych w pożądanym przez komunistów kierunku, poprzez orzecznictwo sądowe. To się bowiem może dokonać bez ostentacji, prawie w konspiracji, bo przecież opinia publiczna nie jest na bieżąco informowana o motywowanych politycznie wyrokach, które później stają się predensowymi, milowymi krokami na drodze rewolucji. Żeby jednak to było możliwe, trzeba skompletować sędziów kumatych, którzy “powinność swojej służby zrozumieją”, a jeśli nawet nie będą musieli być w tym celu korumpowani, to nawet lepiej i taniej.
I oto Europejski Trybunał Sprawiedliwości podjął w dniach ostatnich dwa postanowienia. Jedno – że każde delegowanie sędziego do innego sądu, a nawet przenoszenie z jednego wydziału do drugiego w obrębie tego samego sądu, jest niezgodne z prawem Unii Europejskiej. Drugie postanowienie sprowadziło się do odrzucenia wniosku Polski o uchylenie postanowienia nakazującego natychmiastowe rozpędzenie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Obydwa postanowienia spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem w środowisku sedziów opozycyjnych, którzy podnieśli triumfalny i pełen wdzięczności klangor. Uzupełnieniem tych postanowień jest konkluzja, że można śmiało olewać orzeczenia wydane albo nawet tylko zapadłe przy udziale sędziego, który został na swoje stanowisko rekomendowany przez Krajową Radę Sądownictwa w nowym składzie. Tacy sędziowie właściwie nie są żadnymi sędziami, tylko rodzajem przebierańców. Sędziami “prawdziwymi” są ci, których rekomendowała na te stanowiska Krajowa Rada Sądownictwa w dawnym składzie, zatwierdzonym przez Sralon.
Stwarza to bardzo ciekawą sytuację, a to z uwagi na art. 45 konstytucji. Gwarantuje on w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej dostęp do “sprawiedliwego” rozpatrzenia sprawy “przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd.” A który sąd jest “właściwy”? Prawo stanowi, że są dwa zasadnicze rodzaje właściwości: rzeczowa i miejscowa. Właściwość rzeczowa polega na tym, że ustawa konkretne sprawy powierza sądom odpowiedniej rangi, zaś właściwość miejscowa polega na tym, że sprawę powinien rozpoznawać sąd na którego terenie popełnione zostało przestępstwo, – w sprawach karnych – albo w którego okręgu mieszka pozwany – w sprawach cywilnych. Jak jednak zachować się w sytuacji, kiedy wskutek wzajemnego podważania przez sędziów ich autentyczności, nikt nie ma pewności, czy stoi przed “właściwym”, to znaczy – w ogóle prawdziwym sądem, czy też uczestniczy w komedii zaaranżowanej przez jakichś przebierańców? Dodatkowa trudność polega na tym, że i jedni drudzy zostali na swoje stanowiska mianowani przez prezydenta, a różnica sprowadza się do tego, że jedni prezydenci byli tajnymi współpracownikami bezpieki, a inni – nie. Prawo jednak nie wiąże legalności nominacji z tym, czy prezydent był, czy nie był konfidentem bezpieki. Podobnie i sędziowie “prawdziwi” i “fałszywi” są ubrani w takie same togi, które Oriana Fallaci nazywała “śmiesznymi, średniowiecznymi łachami” i nakładają na siebie takie same “złote” łańcuchy z tombaku, co ostatecznie utrudnia rozpoznanie, z kim tak naprawdę ma się do czynienia. Tymczasem art. 45 konstytucji, której jeszcze niedawno wszyscy konfidenci i pożyteczni idioci tak zapamiętale bronili, w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej przyznaje “każdemu” prawo do właściwego – tak dalej – sądu, to znaczy – przede wszystkim – prawdziwego sądu. W tej sytuacji, ponieważ gwarancji udziela Rzeczpospolita – obowiązek wykazania, że obywatel ma do czynienia z “prawdziwym” sądem, a nie jakąś bandą przebierańców, spoczywa na organach Rzeczypospolitej, a więc w tym przypadku – na sądach. To one powinny udowodnić obywatelowi, że są autentyczne – bo w przeciwnym razie – zgodnie z konkluzją Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości – nie ma żadnego powodu by przejmować się ich “orzeczeniami”. Taką pewność muszą uzyskać nie tylko obywatele mający do czynienia z sądami, ale również ci, którzy wyroki wykonują, a więc – komornicy sądowi, policja, czy funkcjonariusze Służby Więziennej. Gdyby bowiem okazało się że wyrok skazujący obywatela na wypłacenie komuś odszkodowania został wydany przez, albo chociaż przy udziale sędziego nieautentycznego, to wszczęcie egzekucji przez komornika nosiłoby znamiona kradzieży zuchwałej, która z kolei skutkowałaby koniecznością pociągnięcia takiego komornika do odpowiedzialności karnej. Jak widać, orzeczenia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości stwarzają sytuację, w której sędziowie wpadają w pułapkę, która sami na siebie zastawili, a walka o praworządność zakończyć się może w sposób przewidziany przez poetę, którego na tę okoliczność trochę strawestujemy: “w tropieniu niepraworządności tak poniósł go szlachetny zapał, że się dopiero opamiętał, jak się za własną rękę złapał”.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!