O księciu, który uratował Polskę
Na tle tendencji do ukazywania dziejów Śląska przez pryzmat zasług jego niepolskich mieszkańców, w obliczu tyrad i „naukowych” rozpraw mających wskazywać na odrębny byt i samoistność losów tej dzielnicy (w domyśle – w opozycji do polskiej Macierzy), istnieje potrzeba przywoływania prawd o genetycznej polskości tej ziemi i o tych wszystkich, którzy swym życiem wyrażali pragnienie zachowania więzi Śląska z Polską. Do takich wielkich, acz zapomnianych statystów należał Bolko II Świdnicki.
*
Znawcy tematu skojarzą go jako ostatniego księcia piastowskiego Śląska, zachowującego niezależność względem Czech. Podkreślą fakt, że jako władca księstwa świdnicko-jaworskiego był wytrwałym szermierzem idei zachowania więzi Śląska z Polską, nieugiętym sojusznikiem Władysława Łokietka i jego syna, Kazimierza Wielkiego. Ambicje, horyzonty i działalność polityczna lokowały go pośród najaktywniejszych przedstawicieli dynastii, jako wybitnego orędownika pokonania następstw rozbicia dzielnicowego Polski. Stąd niezwykły rozmach i zasięg aktywności politycznej Bolka. Aktywności tej nie mogły zaspokoić kontakty ze śląskimi Piastami. Bolko świdnicki stanowczo wyrastał ponad sprawy dzielnicy. Kraków, Praga, Wiedeń, Wyszehrad, Buda, Merseburg i Norymberga – wszędzie tam zaznaczyła obecność dyplomacja tego dzielnicowego księcia. Wspólnym mianownikiem jego linii politycznej była niezachwiana wierność idei jedności wszystkich ziem, stanowiących dziedzictwo Korony Królestwa Polskiego – zarówno tych, które już znajdowały się pod władzą polskich królów z Krakowa, jak i ziem domeny piastowskiej, które znalazły się poza granicami królestwa. Jedno fatum zawisło nad życiem księcia świdnicko-jaworskiego – brak syna, dziedzica w linii męskiej. Fakt ten, jakże fatalny w skutkach, zaważył na upadku dzieła Bolka – likwidacji ostatniego zachowującego polityczną odrębność skrawka piastowskiego Śląska. Z chwilą śmierci księżnej wdowy, Agnieszki, córki Leopolda Habsburga (1392), księstwo przeszło w obce ręce, zostało włączone do Czech.
„…stały i niezachwiany w wierności dla Polski…”
Bolko II Świdnicki od najmłodszych lat był obecny w kręgu polityki polskiej. Po ojcu Bernardzie, zwanym Statecznym, odziedziczył ambicje i spryt, połączone z typowym dla Piastów śląskich poczuciem majestatu i rangi (na tle innych piastowskich dynastów). Jego dziad, Bolko Surowy, był dla niego wzorem gospodarza i sprawnego administratora. Bolko II wyraźnie odczuwał dziedzictwo swoich przodków. Był wszakże praprawnukiem Henryka Brodatego i prawnukiem Henryka Pobożnego – wielkich szermierzy jedności Polski pod berłem śląskiej dynastii. Dodajmy, że obecność spraw polskich na dworze Bolka wzmacniała matka Kunegunda, córka Władysława Łokietka. Jej przyjazd do Świdnicy (około 1309 r.) musiał wnieść tu najświeższy powiew spraw ogólnopolskich.
Narodziny Bolka (gdzieś pomiędzy 1309 a 1312 r.) przypadły na kulminacyjny moment walk o zjednoczenie Polski. Świeżo zagrabione przez Krzyżaków Pomorze Gdańskie stawiało właśnie przed polityką polską nowego wroga. W połączeniu z wrogością ekspansywnej Brandenburgii oraz z rosnącymi wpływami czeskimi na Śląsku tworzyło to niezwykle niebezpieczny pierścień zagrożenia. Na nieodległym widnokręgu rysowało się widmo unicestwienia Polski.
Nie mniejsze zagrożenia czyhały także wewnątrz domeny piastowskiej. Szybki napływ kolonistów zza Odry zniemczył oblicze polskich miast, oddając władzę w tamtejszych radach niemal całkowicie w ręce Niemców. Księgi miejskie, nabożeństwa kościelne prowadzono w języku przybyszów, często spychając rdzennych Polaków na całkowity margines. Kontrola Piastów nad wielu miastami uległa poważnemu zachwianiu. Niemiecki żywioł Wrocławia i Krakowa chętniej spoglądał w stronę Pragi, z Czechami łącząc polityczne nadzieje, a także gospodarcze perspektywy. Odwaga i buta raziły Polaków, napawały wielkim niepokojem. Jakub Świnka, arcybiskup gnieźnieński, w pełni wyrażał te lęki, przestrzegając z ambony przed dominacją Niemców słowami: „by Polska była Polską, nie Saksonią”. Krakowskie rządy Wacława II (1290-1305) potwierdziły zasadność tych obaw, ujawniając sojusz Przemyślidów z niemczyzną wbrew interesom Piastów. Nic więc dziwnego, że rządy Łokietka napotkały na opór krakowskich Niemców. Kulminacją konfliktu stał się bunt wójta Alberta (1312), który otwarcie wystąpił przeciw władzy Piasta (dziadka świdnickiego Bolka). Wiemy, że władca stołecznego Krakowa utopił buntowników we krwi, przykładnie karząc wymyślnymi torturami oraz publiczną egzekucją. Długosz pisał: „by byli przykładem i przestrogą dla przyszłych pokoleń, każe chwycić i wleczonych końmi powiesić lub wpleść w koło”.
Wszystkie te fakty zbiegły się w czasie z dorastaniem śląskiego Bolka. Od pierwszych chwil świadomego dzieciństwa musiał on wchłaniać wieści napływające z kraju. Czy tylko – jak chcą jego przeciwnicy – za sprawą córki Łokietka? Czy jedynym motywem późniejszych działań Bolka było jego pokrewieństwo po matce (w tym dość niski wzrost, po dziadku, przez co go nazywano Małym)? Z perspektywy wieków niepodobna na te pytania wiążąco odpowiedzieć. Wiadomo jednak, że Bolko świdnicki nie był jedynym Piastem śląskim wyrosłym w ognisku domowym stworzonym z Piastównami z innych dzielnic. Nie był też jedynym, któremu dane było odgrywać wciąż dużą rolę w obszarze zagadnień polskich. A jednak to on, jako jeden z ostatnich, do końca grał o zachowanie więzi śląskiej domeny z Polską. Grał o to czynnie, zarówno w dyplomacji, jak również na polu wojennym.
Jak to Bolko Polskę uratował
Śmierć ojca (1326) zastała Bolka u progu lat dojrzałych. Szybkie to było dorastanie, skoro widmo nacisków czeskich, zmierzających do zhołdowania ostatnich księstw śląskich, rychło pchnęło Bolka II ku wielkiej dyplomacji. Trudne miał wejście w dorosłość. Zrazu bowiem dostrzegł brak solidarności pośród Piastów śląskich, którzy (w l. 1327-1329) ugięli się pod żądaniami króla Czech Jana Ślepego (Luksemburskiego). Długosz srogo ocenił ich czyny: „Niepomni – pisał – swego pochodzenia (…) oddają się w jarzmo i poddaństwo czeskie i składają wspomnianemu królowi czeskiemu (…) hołd i przysięgę wierności i należnego posłuszeństwa. I nie poprzestając na dopuszczeniu się takiego występku, posuwają się do innej zbrodni. Zmieniają bowiem białego orła, który jest herbem całego Królestwa Polskiego i którego sami zwykle nosili jako herb i klejnot książęcy (…), by nie stwarzać pozoru, że mają cokolwiek wspólnego z Królestwem Polskim. Za sprawą zaś nieprzyjaciela rodzaju ludzkiego, który zasiał kąkol na żyznej niegdyś glebie, książęta i szlachta śląska zaczęli odtąd tak bardzo gardzić Polakami i mieć ich w nienawiści, że ich szczęście, powodzenie i sława martwią ich i bolą, a ich upadkami i niepowodzeniami bardzo się cieszą i radują”.
Do kręgu tego nie weszli jednak najbliżsi krewniacy Bolka – jego szwagier, Przemko głogowski, oraz stryjowie – Bolko ziębicki i Henryk jaworski. Bolko najpewniej był ich patronem. W pełni więc zasłużył na słowa pochwały spod pióra zacnego Długosza: „A znakomity książę świdnicki Bolesław przeklął wspomniany spisek (…) i sam nie dał się do niego nakłonić. Chociaż wielkie dary króla czeskiego mogły go do tego przekonać, oświadczał głośno, że jest księciem polskim i że nigdy nie odstąpi od jedności z całością Królestwa Polskiego (…)”. Odmowa, rzecz jasna, musiała się wiązać z powstaniem nowego zagrożenia.
Podkreślmy jednak: władca świdnicki rozpoznał to groźne wyzwanie. Jeszcze w 1329 roku pozyskał w Wyszehradzie przychylność króla Węgier, Karola Roberta Andegaweńskiego (drugiego po Bernardzie świdnickim zięcia Władysława Łokietka), we Włoszech zaś nawiązał kontakt z cesarzem Ludwikiem Bawarskim. Kluczowe jednak stało się zbliżenie z dziadkiem, władcą Krakowa. Przeciwko niemu latem 1331 roku Jan Luksemburczyk miał skierować swą armię. Plan zakładał połączenie sił czeskich ze sprzymierzonymi Krzyżakami. Do spotkania obu stron miało dojść pod Kaliszem. Dla Bolka stało się jasne, że ubocznym skutkiem działań króla Czech będzie złamanie suwerenności ostatnich księstw śląskich. I w swych rachubach się nie pomylił. Jan Ślepy skierował się zrazu w stronę domeny świdnickiej. Napotkał wszakże na twardy opór – pod Niemczą i pod Głogowem. W pierwszym przypadku skuteczną obronę zapewniły nowo pobudowane fortyfikacje. Niemczanie, poddani Bolka legnickiego – a zapewne pod dowództwem władcy świdnickiego – mężnie wytrwali w obronie. Inny los spotkał Głogów. Zaledwie kilka miesięcy przed czeską napaścią otruto tu prawowitego władcę. Przemko był mężczyzną niespełna trzydziestoletnim i wiernym sojusznikiem Bolka. Podobnie jak on oparł się pokusie złożenia hołdu Koronie Czeskiej. Podobno na Śląsku znano jego słowa wypowiedziane po odmowie, iż woli „na jednym koniu ojcowiznę opuścić, niż uznać się poddanym obcego władcy”. Pomimo kruchych zasobów finansowych Przemko do końca prowadził samodzielną politykę, za co najpewniej zapłacił życiem. Pośrednio także zapłacił Głogów, który osierocony przez prawowitego władcę, oddany w ręce wdowy po Przemku a siostry Bolka – Konstancji, szybko skapitulował (pomimo pomocy Bolka II). Księstwo Głogowskie wcielono do Korony Czeskiej, a Bolko świdnicki utracił tym samym cennego sąsiada i sojusznika. Z pewnością był to dla niego cios ogromny, potęgowany rosnącym poczuciem osamotnienia. A co z wynikami wojny? Dość powiedzieć, że wydarzenia na Śląsku nie pozwoliły Czechom dojść do Kalisza i połączyć się z armią krzyżacką. Dość powiedzieć, że bez wydarzeń na Śląsku zwycięstwo Łokietka pod Płowcami (1331) byłoby niemożliwe…
Porażki i sukcesy
Twardo broniona suwerenność księstwa rychło doznała uszczerbku. Zabiegający o czas na przeprowadzenie reform wewnętrznych król polski Kazimierz Wielki zrzekł się na mocy umowy wyszehradzkiej (1335) pretensji do księstw śląskich (zastrzegając, że tylko do tych, które dotąd już zhołdowali Czesi). Rosnące na Śląsku poczucie izolacji doprowadziło do zmiany już w następnym roku – pchnęło księcia Bolka ziębickiego do złożenia hołdu Koronie Czeskiej. Ostatnim suwerenem na obszarze Śląska pozostał Bolko świdnicki.
Fakt ten okazał się także atutem. Nie opuszczając swego krakowskiego sojusznika (a zapewne wspierając wyprawę Kazimierza Wielkiego na Ruś), wykorzystał Bolko zajęcie przez Polskę nowych terytoriów na wschodzie. Na kupców świdnickich spłynął przywilej handlu z Rusią Halicką (zamknięty zarazem dla proczeskich wrocławian). Wyraźnie wzrastał dobrobyt księstwa, sprawnie zarządzanego przez Bolka. Świdnica otrzymała nowe prawa porządkowe, samorząd i piękny kościół św. Stanisława i św. Wacława (z wieżą najwyższą na Śląsku). Być może w Świętych tejże fundacji najlepiej odbija się położenie księstwa pomiędzy Polską a Czechami (i ich patronami).
Niedługo Bolko cieszył się spokojem. Nową wojnę Luksemburgów z Piastami przyniósł rok 1345, gdy Kazimierz Wielki podstępnie pojmał powracającego z Malborka Karola Luksemburczyka (następcę tronu czeskiego). W istocie król Polski realizował plan niezmordowanego księcia Świdnicy – przymierza z wrogami Luksemburgów, dynastią Wittelsbachów i Brandenburgią (podobnie jak on zainteresowanych stępieniem potęgi władców Czech). Książę świdnicki stanął, chcąc nie chcąc, w samym w epicentrum konfliktu. I ponownie musiał stawić czoła oblężeniu. Wojska czeskie nadeszły od Wrocławia, pustosząc wioski i miasteczka księstwa. Podobno wtenczas Jan Ślepy złożył ślubowanie, że spod Świdnicy odstąpi dopiero, gdy skruszy jej potężne mury. Napotykając w Świdnicy na twardą obronę, porzucił upór. Bezradny, zawarł z Bolkiem ugodę. Za pozwoleniem księcia wspiął się po drabinie i zrzucił z jej murów cegłę. Zachowując honor, choć przegrany, opuścił terytorium księstwa. Jedyną i przejściową stratą Bolka stała się Kamienna Góra. Odzyskał ją książę dzięki sprytowi, wprowadzając do twierdzy (1348 r.) oddział swoich żołnierzy pod przebraniem kupców.
Ponownie też wszedł do wielkiej dyplomacji, kładąc podwaliny pokoju. W obradach w Namysłowie jednak nie uczestniczył. Reprezentował go Kazimierz Wielki. Ceną pokoju dla polskiego króla miało być zrzeczenie się pretensji do Śląska (miało, bo w oryginale dokumentu nie da się na ten temat odczytać słowa). Tak czy inaczej, pokój niósł zmianę w polityce polskiej – spadek jej aktywności na Śląsku. I te następstwa musiał odczuć Bolko, zmiękczając swój kurs wobec Luksemburgów. Czy miał jednak skapitulować? Czy miał pójść w ślady piastowskich krewnych, zhołdowanych już przez Koronę Czeską? Tego czynić nie zamierzał, bo też, jak zapisał Długosz, „z całych sił dążył do przyłączenia się i poddania raczej Królestwu Polskiemu niż Czeskiemu”. Zmiana zatem w polityce Bolka zmierzała do niezmiennego celu.
Pozorne zbliżenie z Luksemburgami doprowadziło tymczasem do układu. Za zgodą Piasta na zjeździe w Wiedniu (1353 r.) doszło do zawarcia umowy małżeńskiej między cesarzem Karolem IV a Anną, bratanicą Bolka (która tym samym stawała się królową Czech i cesarzową rzymską). Za cenę uznania praw cesarza do schedy w księstwie świdnickim Bolko zapewniał sobie względny spokój (nie rezygnując z zabiegów o syna).
Ostatnie przebłyski nadziei
Sytuację bowiem komplikował fakt, że książę wciąż nie miał dziedzica. A przecież do końca liczył na zmianę, aktywnie poszerzając granice swej domeny (zapewne z myślą o następcach). Jej terytorialny rozrost był imponujący, zważywszy, że na początku rządów Bolka państwo jego obejmowało stolicę księstwa wraz z okręgiem, zaś u ich schyłku – obszar od Jeleniej Góry do Siewierza. Wymieńmy tylko kilka nabytków: Jawor po Henryku jaworskim, wraz z Jelenią Górą, Lwówkiem i Bolesławcem (1346), zamek Jawornik (1348), Złoty Stok wraz z kopalnią złota, Srebrna Góra, Złotoryja, Byczyna i Kluczbork (pozyskane po 1356 roku od księcia legnickiego Wacława), wreszcie Grodków, wykupiony od biskupstwa wrocławskiego, a potem siłą zajęty (wobec oporu biskupa Przecława z Pogorzeli).
Wiele wskazuje na to, że do ostatnich lat Bolko liczył na zmianę fortuny. I nie ustawał w politycznej aktywności. Jako sprawdzony, wytrawny i elastyczny dyplomata służył doradztwem Kazimierzowi Wielkiemu, nie tylko w zagadnieniach śląskich. Z tego powodu trafił na słynny zjazd monarchów w Krakowie (zakończony ucztą u Wierzynka), gdzie miał pośredniczyć w sporze pomiędzy Ludwikiem Węgierskim a Rudolfem Habsburgiem. Udział w tym zjeździe przyniósł mu też zysk – cesarz Karol Luksemburczyk dał mu w dożywocie Dolne Łużyce (ich herb znalazł się na grobowcu księcia). Był obecny na wszystkich zjazdach, gdzie ważyły się losy Śląska i Polski (z wyjątkiem tego w Namysłowie). Rozmach działań dzielnicowego księcia z pewnością budzi szacunek. Na swoim dworze w Świdnicy gościł głośnego Wawrzyńca Blumenau, kronikarza z Magdeburga, autora Dziejów krajów Europy. Za jego sprawą wpływał na biskupów, pośrednio też na sprawy niemieckie.
Przytoczone powyżej fakty nie wyczerpują obrazu śląskiego księcia, pełnego sprytu i politycznych ambicji, a także męskich namiętności. Prawdą jest, że Bolko słynął z umiłowania do polowań, zaś ulubionym miejscem jego łowów leśnych były okolice góry Ślęży. Czy dlatego, że miała tam żyć uwiedziona przez niego czarnowłosa Olanna, mieszkanka osady Viuri? Czy romans ten, o ile w ogóle miał miejsce, wpłynął na losy dynastii? Być może. Podobno każdy wyjazd księcia ze Świdnicy ochładzał jego relacje z żoną, Agnieszką Habsburską. Podobno – gdyż te tajemnice w całości ukrywa legenda. Podobnie jak pamięć o rzekomym synu Bolka, który w dzieciństwie, uwikłany w awanturę, został śmiertelnie trafiony kamieniem, rzuconym przez książęcego trefnisia, Jakuba Tao.
*
To tylko legendy. A prawda? Książę świdnicko-jaworski, Bolko II Mały, do końca życia czynnie przeczył tezie o zerwaniu ziem śląskich z Polską. Nie brak opinii, że było to tylko następstwo jego osobistych ambicji. I woli ocalenia niepodległości śląskiego księstwa. Teza taka musi brzmieć miło dla uszu zwolenników ślązakowskiego (i niemieckiego) spojrzenia na dzieje Śląska. Tymczasem ten wytrawny polityk nigdy nie zrezygnował ze swego celu. A jego piastowscy krewni (już lennicy czescy)? Najrychlej od Długosza doczekali się oceny, twardej i bezkompromisowej: „Okazują się oni tym, że zaparli się samych siebie, szarpią łono matki, które ich wydało na świat, chociaż pełne przywiązania i miłości macierzyńskiej piersi nigdy nie odwróciły się od uciekających do nich w swoich potrzebach i uciskach wszelkich książąt śląskich i synów [tej ziemi], ale ich jak własne [dzieci] pociesza i pokrzepia, w nadziei, że jej skłóceni synowie, którzy swego czasu popadli w taką ślepotę, kiedyś pod natchnieniem miłosierdzia Bożego poznawszy i odrzuciwszy swój błąd, wrócą na jej łono”.
Krzysztof Tracki
Autor jest historykiem, autorem licznych artykułów historycznych i książek, m.in. „Młodości Witolda Pileckiego” (Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2014).
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!