Pod auspicjami władz wojewódzkich organizowany jest w górnośląskich szkołach Wojewódzki Konkurs Wiedzy o Śląsku Silesia Incognita. Patronem Merytorycznym Konkursu jest Regionalny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli „Wojewódzki Ośrodek Metodyczny”, prowadzony przez Samorząd Województwa Śląskiego i akredytowany przez Śląskiego Kuratora Oświaty. No i fajnie, ale… – jak spojrzeć na materiały, z których mają korzystać uczniowie, włos jeży się na głowie. Ale zacznijmy od początku:
„O prahistorii Śląska wiemy niewiele, podobnie jak o okresie wczesnośredniowiecznym. Istnieje teoria, że już na długo przed powstaniem państwa polskiego, Śląsk był częścią Państwa Wielkomorawskiego (dzisiejsze tereny Czech, Słowacji i Węgier) i być może już wtedy został ochrzczony. Oznaczałoby to, że mylą się uczniowie odpowiadający, że „nasza ziemia” została ochrzczona wraz z resztą Polski dopiero w 966 r., gdyż mogło stać się to wcześniej.”
O prahistorii śląskiej ziemi wiemy sporo, a co do przyłączenia Śląska do Państwa Wielkomorawskiego, to mamy taki oto zapis w Kronice Kosmasa (przy tym jest to jedyne źródło w tym temacie):
„W roku od wcielenia Pańskiego 894 ochrzczony został Borzywoj, pierwszy książę świętej wiary katolickiej, w tym samym roku Świętopełk król Moraw – jak się powszechnie mówi – znikł ze środka wojsk swoich i nigdy się nie zjawił. Ale po prawdzie, gdy poznał wgłębiwszy się w siebie, że niesprawiedliwie i jakby niepomny dobrodziejstwa podniósł broń przeciw Arnulfowi, panu swojemu, cesarzowi i kumotrowi, który podporządkował mu nie tylko Czechy, lecz także inne krainy – stąd aż do rzeki Odry i stamtąd w kierunku Węgier aż do rzeki Hron – kierowany skruchą, w ciemnościach, o północy, bez niczyjej wiedzy dosiadł konia i przeszedłszy swoje obozy uciekł do miejsca położonego na stoku góry Zobor, gdzie niegdyś jego staraniem i pomocą trzej pustelnicy wybudowali kościół w wielkim i dla ludzi niedostępnym borze. Gdy tam przybył, w ukrytym miejscu tegoż boru zabił konia i miecz zagrzebał w ziemi; kiedy z brzaskiem dnia przystąpił do nie wiedzących, kim był, pustelników, został po zakonnemu ogolony i ubrany w habit pustelniczy i jak długo żył, pozostał wszystkim nieznany; lecz gdy poczuł, że już umiera, dał się poznać mnichom, kim jest, i natychmiast umarł. Krótki czas, lecz mniej szczęśliwie jego synowie posiadali jego królestwo, po części rozszarpane przez Węgrów, po części przez wschodnich Niemców, po części przez Polaków do gruntu wrogo spustoszone.”
Tak więc wcale nie cały Śląsk, ale jedynie jego niewielki skrawek (do Odry – patrząc od strony Czech), znalazł się w granicach Państwa Wielkomorawskiego. Dodajmy, że teren dzisiejszego województwa śląskiego leży w lwiej części po drugiej stronie Odry, w świetle więc tego opisu nie wszedł on w skład Państwa Wielkomorawskiego. Przy tym – musiał to być krótkotrwały epizod, bowiem niedługo potem Państwo Wielkomorawskie się rozpadło.
Nadto wystarczy przejrzeć źródła z X wieku, w tym w szczególności dzieło Konstantina Porfirogenety, by przekonać się, że chrystianizacja plemion zamieszkujących obszar, który później zaczęto nazywać Śląskiem, nie dokonała się wcześniej, aniżeli stało się to w innych regionach Polski, ale raczej później. W roku 966 terytoria należące do plemion zamieszkujących teren przyszłego Śląska do Polski jeszcze nie należały. Weszły one w jej skład kilkanaście lat później.
Wcześniej natomiast, w nieznanych nam bliżej okolicznościach, uznały one zwierzchnictwo Czech, przy czym musiało się to stać przed rokiem 973, na co wskazuje treść tzw. Dokumentu Praskiego.
Ciekawsze jednak rzeczy mamy później…
„Każdy uczeń wie, że w roku 1138 książę Bolesław Krzywousty podzielił państwo polskie między swoich synów. Takie są początki dynastii Piastów Śląskich, którzy rządzili naszym regionem aż do XVII wieku. Śląsk otrzymał najstarszy syn Władysław, którego dziś nazywamy Wygnańcem. Dlaczego? Powód jest prosty. Został wygnany ze Śląska przez swoich młodszych braci i musiał szukać schronienia na dworze Cesarza niemieckiego. Już od tamtych czasów istniały bardzo bliskie więzy między Ślązakami a krajami podległymi Cesarzowi – cała nasza historia jest pełna kontaktów z Niemcami i Czechami (stąd w naszej godce tyle wyrazów pochodzenia niemieckiego i czeskiego).”
Tak więc owe germanizmy w naszej godce (nigdzie nie dowiemy się o jej związkach z językiem polskim, nie mówiąc już o tym, iżby chodziło o gwarę, a raczej gwary języka polskiego) to nie następstwo germanizacji i niemieckiego osadnictwa, które tak naprawdę na Górnym Śląsku rozwinęło się w XIX wieku, ale prastarych związków Śląska i Niemiec sięgających XII wieku…
Ale idźmy dalej:
„Taka ciekawostka: począwszy od roku 1138 Śląsk znajdował się poza granicami państwa polskiego. Część Śląska znalazła się w Polsce dopiero w roku 1922, część w 1945, a część nigdy. Dlatego nie mają racji ci, którzy twierdzą, że nasz region był „zawsze polski”. To dlatego nasza kultura i historia tak się różnią.”
Dalej mamy obszerny wywód, z którego wynika, iż w okresie po roku 1138 Śląsk nie miał nic wspólnego z Polską, ale funkcjonował jako niezależny organizm polityczny, a właściwie dwa organizmy polityczne:
„Wróćmy jednak do Władysława Wygnańca. Mimo wsparcia Cesarza nigdy nie odzyskał władzy nad Śląskiem, jego dwaj synowie Bolesław i Mieszko dorastali na dworze cesarskim. Ci dwaj to ważne postaci w historii Śląska: to oni zapoczątkowali podział na Śląsk Dolny i Górny. Kiedy w końcu synowie Władysława Wygnańca odzyskali swoje księstwo, pojawiły się wątpliwości. Zgodnie z ówczesnym prawem księciem śląskim powinien być starszy z braci, Bolesław. Młodszy, Mieszko także miał jednak swoje ambicje. Kto z was ma rodzeństwo, ten wie, o czym mowa. Młodsi bracia i młodsze siostry nigdy nie chcą się pogodzić z tym, że starsi są ważniejsi. W końcu bracia postanowili podzielić Śląsk. Większa i bogatsza część ze stolicą we Wrocławiu przypadła starszemu bratu (to dzisiejszy Dolny Śląsk), Mieszko otrzymał tę biedniejszą część, w której największymi miastami były Opole i Racibórz. Dziś tę część Mieszka nazywamy Górnym Śląskiem. Pewnie się dziwicie: „Jak to? Największymi miastami Górnego Śląska były Opole i Racibórz? A co z Katowicami?” No właśnie, Katowice nie są stolicą Górnego Śląska z prostego powodu. Powstały dopiero… siedemset lat później.”
Czytelnik nie dowie się, że Władysław II Wygnaniec z racji starszeństwa był władcą zwierzchnim całej Polski (obowiązywała zasada senioratu). Nie dowie się, że po jego wygnaniu władza zwierzchnia przypadła Bolesławowi Kędzierzawemu i że synowie Władysława po powrocie na Śląsk uznawali jego zwierzchnictwo (Bolesław Kędzierzawy utrzymywał załogi w głównych śląskich grodach). Mamy tu też poważny błąd merytoryczny – Mieszko Plątonogi, zbuntowawszy się przeciw starszemu bratu, początkowo uzyskał jedynie teren wokół Raciborza i dopiero później przyłączył doń tereny wokół Bytomia i Oświęcimia i że Opole znalazło się pod jego władzą dopiero po śmierci Bolesława. Dodajmy, że Oświęcim, o którym tu zapomniano, to Małopolska, podobnie jak Kraków, który wkrótce też Mieczysław Plątonogi zajął, dążąc do zwierzchnictwa nad całą Polską (odnowiono wówczas zasadę senioratu). O tym jednak się nie dowiemy, bo to by psuło przekaz…
Czytelnik nie zorientuje się, że z czasem powstała ogromna masa księstewek, które dzieliły się i łączyły. Nie dowie się też, że to właśnie ze Śląska płynęły impulsy do zjednoczenia Polski. Henryk Brodaty to po prostu władca Śląska, który to pod jego rządami jest „ogromny i bogaty”. Dalej czytamy, iż „niektórzy historycy oceniają, że wkrótce książę śląski zechce zostać królem”. Ale królem czego? Królem Śląska? Tak należałoby z tego wnioskować. Boć przecież nie królem Polski, z którą to Henryk Brodaty nie miał wiele wspólnego! Że był księciem krakowskim, że władał też Ziemią Sandomierską i większą częścią Wielkopolski? – tego się nie dowiemy.
To samo można powiedzieć o jego synu, który po prostu miał być władcą Śląską. A że władał też Małopolską i Wielkopolską? Po co zaprzątać młodym ludziom głowy takimi szczegółami, które do tego mogłyby wywołać niepotrzebne pytania? Tak więc bitwa pod Legnicą nie była bitwą polskiego rycerstwa, ale rycerstwa śląskiego:
„Młody książę wie, że ktoś musi powstrzymać najazd i ocalić Europę. Wie, że tylko on może tego dokonać. Gromadzi olbrzymią armię, w której znaleźli się rycerze nie tylko ze Śląska, ale także z księstw piastowskich, Czech, Niemiec, Francji, nie brakuje także Templariuszy i Krzyżaków. Ta wielka zjednoczona armia stawia czoła wrogom pod Legnicą na Dolnym Śląsku. To jedna z najważniejszych bitew w historii Europy. Niestety, nie kończy się triumfem śląskiego księcia. W tym krwawym starciu Henryk Pobożny traci głowę. Dosłownie. Zostaje ona odcięta i nabita na dzidę mongolskiego wojownika. Po bitwie matka Henryka, święta Jadwiga jest zdolna rozpoznać jego zwłoki tylko dzięki sześciu palcom przy jednej stopie księcia. Zabitych zostaje także wielu najważniejszych śląskich rycerzy. Najważniejsze jednak jest to, że triumfalny pochód Mongołów zostaje zatrzymany. Po bitwie pod Legnicą zawrócili oni ze Śląska i pomaszerowali z powrotem do Azji. Konsekwencją bitwy pod Legnicą jest śmierć setek śląskich rycerzy. W ich miejsce sprowadzono osadników z Cesarstwa Niemieckiego, którzy zaczęli zakładać nowe śląskie miasta. Natomiast księstwo śląskie po śmierci Henryka Pobożnego już nigdy nie odzyska swojej potęgi, przynajmniej nie tak ogromnej jak za czasów obu Henryków.”
Potem mamy jeszcze informację o panowaniu Henryka Probusa i Władysława Opolczyka, przy czym o tym ostatnim możemy się dowiedzieć:
„Jesteśmy w czternastym wieku, na Górnym Śląsku pojawia się człowiek, którego oceniać można różnie, ale znać go trzeba na pewno. To książę Władysław Opolczyk. Tak, tak, ten sam, którego Sienkiewicz tak niemiłosiernie obsmarował na łamach „Krzyżaków”. Bo też przyznać trzeba, że Polacy nie mieli powodu kochać górnośląskiego księcia. Był lojalnym współpracownikiem króla polskiego Ludwika Węgierskiego, ale już z Jagiełłą miał na pieńku, a pieniek ten był na tyle duży, że Opolczyk planował zaatakować ramię w ramię z Krzyżakami państwo polskie. Ale uwaga! Pamiętajmy, że Śląsk od dawna już leżał poza granicami państwa polskiego i to, co leżało w interesie Polaków, niekoniecznie Władysław uznawał za najlepsze dla Górnego Śląska. Nieprzypadkowo wybitny polski kronikarz Jan Długosz pisał w tamtych czasach o ogromnej wrogości między „narodami” śląskim i polskim.”
Przypomnijmy w tym miejscu, iż Jan Długosz napisał nie o wrogości między „narodami śląskim i polskim”, ale o wrogości i zawiści Ślązaków, „którzy boleją, iż Królestwo Polskie cieszy się powodzeniem i jak odszczepieńcy i gorzej niż obcy patrzą niechętnie na pomyślny rozwój własnego narodu i języka”.
Do tego mniej zorientowany czytelnik mógłby pomyśleć, że Władysław Opolczyk był jakimś samodzielnym śląskim władcą. A przecież był on poddanym władcy Czech. Nie dowiemy się z tegoż skryptu o tym, że księstwa śląskie znalazły się pod panowaniem najpierw Czech, a potem Habsburgów, że śląscy książęta piastowscy słali prośby do Kazimierza Jagiellończyka, Zygmunta III Wazy i Władysława IV, by przyłączyli ich księstwa do Polski.
Zresztą na Władysławie Opolczyku historia polityczna się urywa. Dalej mamy jedynie o rozwoju gospodarczym, o kulturze… Nie dowiemy się więc – co zostało wcześniej zasygnalizowane – o okolicznościach, w jakich Śląsk znalazł się we władaniu Habsburgów, a następnie – większa jego część – we władaniu Hohenzollernów. Znajdujemy tam jedynie taką oto dygresję:
„Osoby znające historię Polski wiedzą co to był zabór pruski i zabór austriacki. A pod jakim zaborem był Śląsk? Oczywiście pod żadnym! W czasach, gdy Polska poddawana była zaborom, Śląsk od dawna znajdował się poza Polską. Niestety, tu też wychodzi często na jaw brak wiedzy. Niedawno oglądaliśmy w telewizji reklamę, która podobno dzieje się w… Tychach w zaborze pruskim. Poważna wtopa, która Wam na szczęście nie grozi.”
Oczywiście, dla autora Śląsk pod żadnym zaborem nie był; w każdym bądź razie nie był w czasach, które zwykliśmy określać tym mianem. Tak więc nie dowiemy się z jego skryptu, w jakich okolicznościach znalazł się Śląsk w granicach Prus, podczas gdy Śląsk Cieszyński pozostał w granicach Austrii, ale z całą pewnością było to dobrodziejstwem dla tej ziemi i jej mieszkańców; taki przynajmniej nasuwa się wniosek z lektury skryptu:
„Hohenzollernowie (dynastia rządząca Prusami) świetnie wiedzieli jak wykorzystać naturalne bogactwo Śląska. Warto wspomnieć o dwóch postaciach, które szczególnie zasłużyły się dla rozwoju naszego przemysłu. Pierwsza z nich to hrabia Friedrich Wilhelm von Reden, urzędnik rządu pruskiego. Choć sam nie pochodził ze Śląska, nie szczędził wysiłków, dążąc do tworzenia nowych kopalń i hut, w których wykorzystywane były najnowsze technologie. Sprowadzał także na Śląsk najwybitniejszych specjalistów. Jednym z nich był… Szkot John Baildon. Ten utalentowany inżynier położył na tyle duże zasługi dla rozwoju śląskiego przemysłu, że jego nazwiskiem nazywano zakłady. To dobry przykład „Ślązaka z importu”, który, chociaż urodzony gdzie indziej, związał swoje życie z tym niezwykłym regionem i osiadł tu na stałe.”
Oczywiście, słowa nie ma o germanizacji i o walce z germanizacją… Dla takich postaci jak Karol Miarka czy Józef Lompa, że o innych nie wspomnę, miejsce się tam nie znalazło.
I tak dochodzimy do „krwawych powstań śląskich, w których niejednokrotnie bracia i sąsiedzi walczyli przeciwko sobie”. Sielanka się skończyła…
Kuratorium oświaty i władzom województwa gratulujemy wspaniałej inicjatywy
Wojciech Kempa
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!