27 sierpnia 1940 roku niemieccy urzędnicy przybyli do willi „Lusia” w Wiśle – Jaworniku, gdzie akurat przebywał komendant Okręgu Śląskiego Związku Walki Zbrojnej Józef Korol. Doszło do strzelaniny, w wyniku której Korol poniósł śmierć.
Józef Korol urodził się w roku 1910 w Strzelcach Opolskich. Kiedy w roku 1922 Górny Śląsk został podzielony pomiędzy Polskę i Niemcy, a Strzelce Opolskie oraz Olesno (gdzie w charakterze dyżurnego ruchu na stacji kolejowej pracował jego ojciec) znalazły się po stronie niemieckiej, rodzina Korolów przeniosła się do Świętochłowic.
Przyszły komendant Okręgu Śląskiego ZWZ ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim, po czym został wicestarostą (a od 1931 roku – starostą) w Tarnowskich Górach. W roku 1937 został dyrektorem biur Zarządu Miejskiego w Chorzowie. Był znanym działaczem harcerskim, prezesem Koła Przyjaciół Harcerstwa oraz opiekunem XXI Drużyny Harcerskiej w Chorzowie. Gdy wybuchła wojna, Korol uchodził przed Niemcami, ale już około 9 września, w okolicach Pińczowa, wobec postępów wojsk niemieckich, podjął decyzję o poniechaniu ucieczki. Przez dziesięć kolejnych dni pozostawał w podpińczowskim Kołkowie, gdzie znalazła się też liczna grupa Ślązaków, wśród których byli m.in.: Jerzy Kołoczek z żoną Augustyną, jej siostra Elżbieta Bednorz, Mieczysław Badura i Ryszard Koczy. Wraz z nimi zamieszkał w miejscowej szkole.
Juliusz Niekrasz w książce Z dziejów AK na Śląsku napisał:
„Wobec ostatecznego załamania się frontu postanowiono wracać na Śląsk. Wszyscy dotarli do Niedzielisk koło Szczakowej. Tam zdecydowano, że Korol i Kołoczek, którzy znaleźli gościnę u maszynisty Posza, zostaną, a pozostałe osoby udadzą się na Śląsk, przeprowadzą zwiad, aby zdecydować, czy ich powrót będzie możliwy. W pierwszej połowie października Korol znalazł się ponownie na Śląsku i zamieszkał u Kołoczków w Katowicach – Ligocie przy ul. Wileńskiej 11. Przebywał u nich około miesiąca, tam też zapoczątkował działalność konspiracyjną.
Korol unikał poruszania się po Śląsku, był bowiem osobą szeroko znaną. Kołoczek nawiązywał – w miarę możliwości – łączność z osobami wskazanymi przez Korola i sprowadzał je do swojego domu. Odwiedzali Korola: inż. Józef Szmechta, podchor. Jan Rerich z Pszczyny, Konrad Preis, urzędnicy magistraccy z Chorzowa – Eryk Zyska, Paweł Ulczok i inni. Odwiedzała Korola także żona i jej brat, pchor. Ksawery Lazar.
W listopadzie Kołoczkowie otrzymali wiadomość, że Niemcy zaczynają zwracać uwagę na ich dom. Ta ostrzegawcza informacja sprawiła, że Korol i Kołoczek niezwłocznie opuścili Katowice – Ligotę i przenieśli się do Goczałkowic – Zdroju, gdzie zamieszkali u ojca Kołoczka, również Jerzego.
W Goczałkowicach były lepsze warunki pracy konspiracyjnej, krąg osób wciągniętych do tworzącej się organizacji znacznie się powiększył. Korol zaczął już odbierać przysięgi organizacyjne. Do Goczałkowic przybył też urzędnik Korola, Paweł Ulczok, który z przywiózł wykradzione z chorzowskiego magistratu polskie pieczęcie i blankiety dowodów osobistych. Korol wystawił sobie dowód na nazwisko Hajducki. […]
W okresie goczałkowickim wyjeżdżał Korol na osiem dni do Warszawy i Krakowa. Ze strzępów rozmów, jakie prowadził po powrocie, wiadomo jedynie, że w Warszawie przeprowadzał rozmowy z którymś z polskich generałów, a w Krakowie z dobrze znanym mu z Chorzowa adwokatem dr. Władysławem Tempką, który w tym czasie zaczął już odgrywać ważną rolę polityczną. Wnosić jedynie można, że to właśnie dr Tempka, dobrze znający Korola, jego osobowość i przeszłość, skontaktował go z tworzącą się w tym czasie w Krakowie Komendą Okręgu Krakowskiego SZP.
Po powrocie z Krakowa Korol powiadomił najbliższych współpracowników, że otrzymał nominację na komendanta Podokręgu Śląskiego Służby Zwycięstwu Polski.”
Skrót SZP tłumaczono na Śląsku jako Siły Zbrojne Polski, przy czym – jako „poprawną” – zaczęto stosować nazwę „Polskie Siły Zbrojne”, zresztą oddajmy ponownie głos Juliuszowi Niekraszowi:
„Nazwa organizacji – Służba Zwycięstwu Polski – była tłumaczona na Śląsku jako Siły Zbrojne Polski, a rychło została zamieniona na bardziej poprawnie brzmiącą: Polskie Siły Zbrojne. Urobiona przez Ślązaków nazwa szybko i powszechnie się przyjęła i była na Śląsku używana także po przekształceniu Służby Zwycięstwu Polski w Związek Walki Zbrojnej. Organizacja założona przez Korola przez cały czas jego dowodzenia określana była jako Polskie Siły Zbrojne. Po jego śmierci trzeba było specjalnego rozkazu Komendy Okręgu Krakowskiego, aby posługiwać się ogólnopolską nazwą ZWZ.”
Korol zdołał rozbudować struktury konspiracyjne na Śląsku do ogromnych rozmiarów. Okręg Śląski był latem 1940 roku najliczniejszym spośród wszystkich okręgów Związku Walski Zbrojnej w skali kraju.
A wracając do tego, co się feralnego dnia, 27 sierpnia 1940 roku, wydarzyło w willi „Lusia” w Wiśle – Jaworniku, to wydarzenie to w taki sposób opisał Juliusz Niekrasz w książce Z dziejów AK na Śląsku:
„W dniu poprzedzającym śmierć Korola, 26 sierpnia, w willi „Lusia” w Wiśle – Jaworniku przebywali bratankowie pierwszego wojewody śląskiego, Michał i Benedykt Rymerowie, Ksawery Lazar, Paweł Ulczok, jej właścicielka Maria Kwaśna oraz narzeczona Ulczoka, Hildegarda Nandzikówna. Ta ostatnia była znajomą Kwaśnych, w willi „Lusia” mieszkała już od kilku miesięcy. Tego dnia przyjechał tutaj z Krakowa Józef Korol. Rano 27 sierpnia wydał rozkaz Pawłowi Ulczokowi, aby jechał do Rybnika. Ulczok udał się tam na rowerze. Przed południem wyruszył do Bielska Lazar, również z jakimś rozkazem Korola. Około godziny 15 komendant wysłał braci Rymerów do Wisły – Głębce, do willi „Ludwisia”, przedostatniej ich kwatery (do dnia 20 sierpnia 1940 r.), z poleceniem przywiezienia stamtąd garderoby. W willi „Lusia” pozostali więc Korol, Nandzikówna i Kwaśna.”
Dodajmy, że z protokołu przesłuchania Benedykta Rymera wynika, iż Korol przyjechał do Wisły dopiero 27 sierpnia rano. Oto bowiem – zeznając w dniu 28 listopada 1940 roku – tak opowiadał on o tym, co się wówczas stało:
„Wczesnym rankiem w dniu 27 VIII 1940 r. przybył do willi także Korol, wrócił prawdopodobnie z Krakowa. Około godz. 10 otrzymał Ulczok rozkaz od Korola i natychmiast odjechał rowerem. Nie wiem, o co chodziło. Z rozkazem pojechał do Katowic. Przed południem wyjechał także Lazar z jakimś rozkazem, prawdopodobnie do Bielska.”
Tymczasem wróćmy do ustaleń Niekrasza:
„Około godziny 16 do „Lusi” przybyła grupa Niemców. W jej skład wchodzili urzędnicy uzdrowiska Wisła wraz z burmistrzem, przedstawicielem Urzędu Powierniczego, partii NSDAP, Wehrmachtu oraz Siedlungskommando (to ostatnie przeprowadzało wysiedlanie ludności). Zadaniem tej komisji był spis i sekwestracja willi opuszczonych lub zajmowanych przez Polaków.
W willi „Lusia” nikt nie odpowiadał na dzwonki i pukania i komisja po objęciu budynku spisem zaczęła się oddalać. Nandzikówna widziała przez firankę grupę cywilnych i umundurowanych Niemców, powiadomiła o tym Korola, mówiąc, że przed willą jest gestapo. Komendant przywiózł poprzedniego dnia nominacje, awanse i odznaczenia dla członków ZWZ. Były to dokumenty szczególnie kompromitujące, gdyby wpadły w ręce niemieckie, zdekonspirowałyby wiele osób. Korol przystąpił do natychmiastowego palenia przywiezionych dokumentów i innych – równie tajnych – jakie miał w podręcznej teczce, zawierającej między innymi wykazy punktów kontaktowych na wszystkie inspektoraty i obwody. Palenie trwało około 10 minut. Tymczasem któryś z członków komisji odwrócił się i dostrzegł wydobywający się z komina wilii dym, co oznaczało, że ktoś tam przebywa. Niemcy zawrócili i zaczęli energicznie dobijać się do drzwi. Wówczas Nandzikówna uchyliła okno i powiedziała, że tu pokoju się nie wynajmuje, a gospodyni nie ma i ona nikogo nie wpuści. Jeden z Niemców pokazał jakiś znaczek w klapie marynarki i kazał jej natychmiast otwierać. Korol zabrał walizkę z pozostałymi papierami i kazał Nandzikównie uciekać wraz z nim wyjściem przez garaż. Niestety, było już za późno. Niemcy otoczyli willę i zaczęli się do niej włamywać.
Korol przekonawszy się, że nie zdoła uciec, kazał Nandzikównie niszczyć dokumenty, które miał w walizce. Nandzikówna pobiegła z walizką do kuchni, wyjęła łopatką żar z pieca i wrzuciła go na papiery, które zaczęły płonąć. Tymczasem Niemcy wyważyli drzwi od strony garażu i wdarli się do środka. Korol wybiegł na taras. Właścicielka willi już na początku zajścia położyła się do łóżka. Korol zaczął strzelać do Niemców znajdujących się na zewnątrz willi, jak i przez drzwi prowadzące na taras. Niemcy usiłowali go ująć. Posługując się Nandzikówną jako tarczą ochronną, podprowadzili ją pod drzwi i kazali wezwać Korola do zaprzestania ognia. Komendant posłuchał wezwania, przerwał strzelanie i otworzył drzwi. W tym momencie Nandzikówna rzuciła się na podłogę. Rozpoczęła się wymiana strzałów przez otwarte drzwi. W pewnym momencie jedna z kul trafiła Korola w nogę. Widząc, że sytuacja jest beznadziejna i nie chcąc dać się wziąć żywcem, Korol zażył cyjankali, które zawsze nosił przy sobie. Śmierć nastąpiła bardzo szybko.”
Powróćmy jednak do zeznań Benedykta Rymera:
„Około godz. 18.30 wracaliśmy już z Głębców do Wisły. Niedaleko drogi, prowadzącej z Wisły do Jawornika, spotkaliśmy Lazara, który przed chwilą wrócił z Bielska. Wzburzony i zdenerwowany powiedział nam, że w willi „Lusia” musiało się coś stać, bo tam strzelano. On osobiście jeszcze tam nie był, opowiadali o tym jednak ludzie w restauracji, znajdującej się przy drodze do Jawornika.”
Niemcy z początku nie zdawali sobie sprawy, kto został przez nich zabity. Przybyli na miejsce funkcjonariusze gestapo po zbadaniu resztek niedopalonych jeszcze dokumentów domyślili się, że zginął członek konspiracji wysokiego szczebla. Rozesłano zdjęcie zabitego, które przedstawiono konfidentom, by postarali się rozpoznać, kto jest na zdjęciu. Dopiero tą drogą zdołano ustalić, że zabitym jest komendant Okręgu Śląskiego ZWZ Józef Korol.
Wojciech Kempa
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!