Z obfitości serca usta mówią, zwłaszcza „wargi kłamliwe”, czyli – mówiąc po staroświecku – sromowe – funkcjonariuszy „Gazety Wyborczej”. Już nie wystarczy im, podobnie jak propagandystom w postaci pani dr Aliny Całej (czy nie wystarczyłoby pół tej Całej Aliny?), czy pani Barbary Engelking, szkalowanie narodu polskiego w ramach tzw. „pedagogiki wstydu” – ale najwyraźniej próbują skompromitować w oczach Polaków nawet niewątpliwe polskie zwycięstwa militarne. Ta „pedagogika wstydu” ma na celu wywołanie w Polakach bliżej nieuzasadnionego poczucia winy wobec Żydów – a to dlatego, że ich nie ratowali, ale też dlatego, że ich ratowali, słowem – i tak źle i tak niedobrze. Bo o tym co jest źle, a co jest dobrze, chcą decydować Żydzi, którzy – jak wiadomo – kierują się tzw. „mądrością etapu”. Raz nienawidzą Niemców, innym razem – jak dajmy na to – teraz – z Niemcami kolaborują – i tak dalej. Coraz więcej ludzi w Polsce zaczyna się zastanawiać, czy Polacy, próbując ratować Żydów podczas okupacji, przypadkiem nie popełniali karygodnego głupstwa – ale bo też efekty propagandy bywają niekiedy całkiem inne od intencji propagandystów. Na przykład, kiedy partia w latach 70-tych uprawiała propagandę sukcesu, co prawda w postaci raczkującej – bo postać dojrzałą propaganda ta osiągnęła w telewizji rządowej dopiero teraz, podobnie jak w telewizjach nierządnych – propaganda klęski – to skończyło się to dla partii katastrofą w postaci wielkiego buntu przeciwko niej w 1980 roku. Toteż i teraz „pedagogika wstydu” może nie tylko nie wywołać w społeczeństwie polskim żadnego poczucia winy wobec Żydów, ale pojawienie się zimnej nienawiści do tego narodu, podobnej do tej, jaka istnieje na przykład we Francji. Im bardziej jest tłumiona, tym bardziej narasta i jeśli kiedyś eksploduje, to może przybrać formy podobne, albo nawet jeszcze gorsze, niż w czasie II wojny światowej. Słychać, że niektórzy przewidujący Żydzi też biorą pod uwagę tę ewentualność i staraja się opuścić Francję, póki jeszcze można – ale ludzi przewidujących jest stosunkowo niewielu. Jeden taki żył na dalekich Kresach za czasów króla Jana III Sobieskiego.Kiedy król zapuścił się w tamte strony, przedstawiono mu starca niemal stuletniego, co było zwłaszcza tam wielką rzadkością. – Jakże ty niebożę dożyłeś takiego wieku – zapytał go Jan III. – Iżem miał wiarę – odpowiedziańł starowina. – Jak to – wiarę? – zdumiał się król. – Ano, kiedy gadali, że Tatary idą, to ja wierzyłem i uciekałem – wyjaśnił starzec. U nas chyba nie ma takiego ani jednego – bo w przeciwnym razie unikaliby ostentacji, z jaką uprawiana jest nie tylko „pedagogika wstydu”, ale również kompromitowanie wszystkiego, czym Polacy się chlubią.
Ta antypropaganda uprawiana jest ze znajomością rzeczy i pewnym wyprzedzeniem. Oto już za niecałe dwa lata nadejdzie setna rocznica polskiego zwycięstwa w wojnie z boleszewikami. Warto przypomnieć, ze w awangardzie bolszewickich oddziałów szli właśnie Żydzi, przeważnie w charakterze komisarzy. Jeden taki, nazwiskiem Izmaiłow, kazał rozstrzelać mojego ojca, bo poszukiwał „gramotnych”. – Ty sukinsyn, kontrrewolucjonier! – krzyczał. Już bojcy wyprowadzili go za stodołę, ale miejscowi go wybronili, być może nawet przy pomocy argumentów brzęczących – bo banknoty w tamtych czasach i na tamtych terenach nie miały zadnej wartości. Toteż nic dziwnego, że polscy żołnierze śpiewali wówczas tak: „Hej tam na Litwie z naszych kościołów porobili Żydzi stajnie dla wołów. Pójdziem wygnać te bydlęta, bo tam nasza wiara święta, bagnet na broń, bolszewika goń! Marsz, marsz, marsz!” Przywódcy polityczni każdego narodu staraliby się nadać tej rocznicy specjalnie uroczystą oprawę tym bardziej, że – po pierwsze – było to samodzielne polskie zwycięstwo, a po drugie – że miało ono znaczenie historyczne nie tylko dla Polski, ale i dla Europy. Dlatego byłoby ze wszech miar wskazane, by nie tyle nawet Polska, co świat się o nim dowiedział i to nie od jakichś filutów z „prasy międzynarodowej”, która tylko z uwagi na względy komercyjne nie używa jidysz, zwanego inaczej „żargonem” – tylko od samych Polaków. Najwyraźniej jednak nie mają oni na to ani czasu ani ochoty, bo wolą palić chanuki z rabinami. Daleko z tym nie zajedziemy, a jeśli nawet daleko, to z całą pewnością nie w tę stronę, w którą chcielibyśmy zajechać. Być może zresztą Umiłowani Przywódcy, zarówno z obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, jak z z obozu zdrady i zaprzaństwa, wiedzą już coś, co starannie ukrywają przed polską opinią i zawczasu trenują praktykowanie obrzędów wyznania dominującego pod rychłą okupacją. Warto zwrócić uwagę, że nawet płomienni wyznawcy konstytucji, co to konstytutki zakładają nawet na krocze, nie ośmielą się nawet pisnąć, kiedy rabini urządzają zapalanie chanuki w gmachu Sejmu, ostentacyjnie lekceważąc konstytucyjną zasadę rozdziału Kościoła od państwa. Pewnie pani Diduszko skądś wie, że ten rozdział nie dotyczy innych wyznań, zwłaszcza mojżeszowego, a jeśli by nawet wiedziała, to przezornie udawałaby, że nie wie, bo w przeciwnym razie niewidzialna Mocna Ręka mogłaby ściągnąć jej majtki na oczach całej Polski. Toteż jeśli nawet pyskuje, to pyskuje rozważnie, bacznie rozgladając się na boki.
Ale nie tylko zwycięstwo w wojnie bolszewickiej nie podoba się funcjonariuszom żydowskiej gazety dla Polaków pod redakcją pana red. Adama Michnika, pracującego dla starego żydowskiego grandziarza finansowego Jerzego Sorosa. Okazuje się, że nie podoba się im przypomnienie innego polskiego zwycięstwa – mianowicie odsieczy wiedeńskiej w 1683 roku. Jak pamiętamy, wojska koalicji z decydującym udziałem oddziałów polskich i pod dowództwem polskiego króla, rozgromiły tam armię turecką do tego stopnia, że muzułmański napór na Europę został zatrzymany na 300 lat – i dopiero teraz, kiedy Europą rządzi banda eunuchów, rozpoczęła się kolejna faza tego naporu. Trudno zatem zrozumieć przyczyny niecheci żydowskiej gazety dla Polaków do przypominania tego zwycięstwa, chyba, że uświadomimy sobie konsekwencje wynikające z faktu, że jest to żydowska gazeta dla Polaków. Znaczenie tego określenia wyjaśnił Władysław Studnicki, charakteryzując niemieckie gazety dla Polaków. Niemiecka gazeta dla Polaków to taka, która prezentuje niemiecki punkt widzenia jako obiektywny. Gazeta żydowska prezentuje żydowski punkt widzenia jako obiektywny. Ale żydowski punkt widzenia bynajmniej obietywny nie jest, bo jest właśnie żydowski. Żydowski punkt widzenia obraca się wokół podstawowej kategorii, którą jest aktualny interes Izraela. A aktualny interes Izraela polega na tym, by pozyskać przychylność Turcji w rozgrywce z Syrią i Iranem. W takiej sytuacji przypominanie polskiego zwycięstwa nad Turcją i powstrzymanie muzułmańskiego naporu na Europę na 300 lat jest izraelowi potrzebne, jak psu piąta noga, więc funkcjonariusze „Gazety Wyborczej”, ci „maleńcy uczeni” – jak takich nazywał Stefan Żeromski – krytykują MON, że w broszurze dla sojuszników z NATO o tym wspomniało.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!