Felietony

Stanisław Michalkiewicz: Biedny Lolo w rozterce

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Stanisław Michalkiewicz: Biedny Lolo w rozterce

“Biedny Lolo jednak chce znaleźć się w problemów sednie. IKC i ABC czyta w nocy, czyta we dnie” – tak w koszmarnych czasach sanacji opisywał poeta rozterki biednego Lola, którzy z gazet chciał się dowiedzieć, co jest grane, czyli – jak jest naprawdę. Jak wiemy nie tylko z tego wiersza, ale również, a może przede wszystkim – z doświadczenia życiowego – nie zdało się to na nic. Przeciwnie – od tej lektury biedny Lolo już całkiem stracił poczucie rzeczywistości.

Trudno się temu dziwić, bo przecież funkcjonariusze Propaganda Abteilung wynajmowani są do niezależnych mediów głównego nurtu nie po to, by kogoś informować, albo mówić – jak jest – tylko po to, by zrobić swoim klientom wodę z mózgu. Toteż lepiej nie mieć żadnych informacji, niż ekscytować się wiadomościami spreparowanymi przez wspomnianych funkcjonariuszy, na Bóg wie czyje zamówienie.

Ot na przykład przed defiladą z okazji 15 sierpnia, zarówno pan minister-ministrowicz Władysław Kosiniak-Kamysz, jak i pan prezes  vaginetu Donald Tusk, nie mówiąc już o panu prezydencie Andrzeju Dudzie, unisono wychwalali naszą niezwyciężoną armię, co prawda na razie przede wszystkim za „siłę ducha”, ale jednocześnie podkreślali, że tylko patrzeć, jak rzeczywiście będzie niezwyciężona.

Tymczasem na łamach niemieckiego portalu „Onet”, pani Edyta Żemła przeprowadza rozmowy z rozmaitymi wojskowymi, co prawda nie ujawniając ich personaliów ze względu na obowiązującą, faszystowską regulację RODO. Z tych rozmów wyłania się rozpaczliwy wizerunek nie tylko naszej niezwyciężonej armii, ale i jej dowództwa.

Składa się ono z osobników, którzy albo nigdy niczym nie dowodzili, nawet ćwiczeniami, albo nawet kiedyś tam i dowodzili, ale z uwagi na niedostatek odwagi cywilnej i pragnienia spokojnego dotrwania na synekurach do emerytury, kiedy to prawdziwe życie dopiero się zaczyna, nie sprzeciwiają się nadzorującym naszą niezwyciężoną armię cywilom z tego czy innego politycznego gangu. Cywile z kolei, ulegając pokusie aktywizmu, produkują co i rusz regulacje, zmieniając struktury dowodzenia.

W rezultacie nawet podczas ćwiczeń panuje nieopisany bałagan, bo nie tylko nie wiadomo, który wojskowy dygnitarz któremu podlega, ale w dodatku podkładają oni sobie nawzajem tak zwane „świnie”, dyskredutując i wyśmiewając konkurencję. Strach pomyśleć, jak by to było w razie wojny. Rozmówcy pani Żemły też wypowiadają się na ten temat bardzo ostrożnie, sygnalizując tylko „wysokie straty”.

Komu w tej sytuacji wierzyć; czy panu ministrowi-ministrowiczowi, premieru Tusku, który w bladze wcale nie ustępuje Mateuszowi Morawieckiemu, panu prezydentowi Dudzie, czy rozmówcom pani Edyty Żemły? Ja prędzej bym wierzył tym rozmówcom, bo stwarzali wrażenie, że stan naszej niezwyciężonej armii znają z autopsji, podczas gdy dygnitarze – raczej z drugiej ręki.

Ale i pani Edycie wierzyć też bezkrytycznie nie można, bo przecież ktoś z redakcji „Onetu” taki materiał u niej obstalował, być może nawet ze wskazówką: wiecie, rozumiecie Żemła; przedstawcie obraz naszej niezwyciężonej armii w czarnych barwach, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa.

No dobrze – ale dlaczego pani Edyta mogła dostać takie zlecenie? To proste, jak budowa cepa; kiedy zakończy się defilada to czyż premieru Tusku nie przyda się to do rozciągnięcia tak zwanych „rozliczeń” również na dziedzinę bezpieczeństwa, w której – jak z radością twierdził pan prezydent Duda – panuje całkowita jedność?

Nawiasem mówiąc, z tą jednością nie powinniśmy przesadzać. Oto okazało się, że pan Jakub Banaś, syn pana prezesa NIK, był do niedawna tak zwanym „numerariuszem” czyli wysokim funkcjonariuszem „Opus Dei”, uważanego przez niektórych za katolicką wersję masonerii, która – jak wiadomo – uprawia nepotyzm i korupcję, nazywając to „sztuką królewską”.

To nie byłoby może godne uwagi, gdyby nie chlapnął przy okazji, że do „Opus Dei” należy nie tylko pan mecenas Roman Giertych, oczywiście Wielce Czcigodny, ale również – pan Marcin Romanowski, którego bodnarowcy za wszelką cenę chcieliby wpakować do aresztu wydobywczego.

Już nawet znaleźli jakiegoś dyspozycyjnego sędziego, który „wyłączył” ze sprawy dotyczącej pana Romanowskiego jakiegoś innego sędziego pod pretekstem, że nie jest dostatecznie niezawisły  – ale Sąd Ostateczny włączył go tam na powrót, w związku z czym perspektywa aresztu wydobywczego dla pana Romanowskiego przestała już być taka oczywista.

Nie to jest jednak istotne, tylko to, że skoro nawet uczestnicy „Dzieła Bożego”, gdy chodzi o władzę i pieniądze, tak żrą się między sobą, że utopiliby się nawzajem w łyżce wody. Jakże zatem wierzyć w „jedność” między politykierami, którzy myślą przede wszystkim, jakby tu wypić i zakąsić?

Najgorsze, że można też zwątpić w jedność między sojusznikami. Oto niedawno Niemcy puścili farbę, że pod długotrwałym śledztwie, wystawili europejski nakaz aresztowania za pewnym Ukraińcem, który zamieszkiwał w Polsce, bo wcześniej, za wiedzą pana prezydenta Dudy, jako członek załogi statku „Andromeda”, który był lustrowany w kołobrzeskim porcie z udziałem agentów amerykańskich, wysadził bałtyckie gazociągi NordStreram 1 i NordStream 2. Jak tylko Niemcy buścili tego bąka, Ukrainiec nie niepokojony przez nasze tak zwane” służby” wyjechał na Ukrainę i tyle go widziano.

Żeby zatrzeć to nieprzyjemne wrażenie, tak zwane „służby” zaczęły bredzić, że to nieprawda, bo przecież wiadomo, że te bałtyckie gazociągi wysadził zimny ruski czekista Putin. Bardzo możliwe, ,że pan prezydent Duda w to uwierzy, ale co z Niemcami? Obawiam się, że nie tylko nie uwierzą, ale również tego Polsce nie zapomną i kiedy będzie okazja, to się na naszym nieszczęśliwym kraju odegrają. W końcu do spółki z Putinem wpakowali w te gazociągi sporo pieniędzy nie po to, żeby im jacyś Ukraińcy na polecenie Amerykanów je wysadzali.

Nawiasem mówiąc, okazuje się, że Książę-Małżonek składając Amerykanom gratulacje z powodu udanego przedsięwzięcia, coś tam chyba musiał wiedzieć – no bo skoro już został Księciem-Małżonkiem, to noblesse oblige. W jakich kategoriach ten niemiecki odwet się objawi – tego jeszcze nie wiemy, ale wiadomo, ze Niemcy, jako państwo poważne, o niczym nie zapominają i niczego nie puszczają płazem.

Na razie się radują, że niemieckie czołgi znowu są pod Kurskiem, ale przecież wajcha może zostać przestawiona i to jeszcze zanim nasza niezwyciężona armia zostanie uzbrojona po zęby. Zresztą nie musimy nawet specjalnie na to czekać, bo w tej sytuacji tylko patrzeć, jak Donald Tusk dostanie od Naszego Złotego Pana jakieś nowe zadania.

Polecamy również: Rząd Tuska chce zwolnić z podatków lewicowe aktywiszcza

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!