Stanisław Michalkiewicz: Cztery razy “NIE!”
Nareszcie Naczelnik Państwa wyciągnął wnioski z obserwowania tuzów polskiego dziennikarstwa, nie tylko z telewizji rządowej, ale i z telewizji nierządnych. Chodzi o pewną manierę rozmawiania z zapraszanymi do studia gośćmi, którą wprowadziła u nas resortowa “Storotka”, czyli pani red. Monika Olejnik, która swoich gości z reguły przesłuchuje, a jak się nie chcą przyznać, to tak ich naprowadza podchwytliwymi pytaniami, że w końcu najmniej spostrzegawczy obserwator zauważy, że gość jest głupszy od pani redaktor. I o to właśnie chodzi. Nic więc dziwnego, że ta metoda tak się rozpowszechniła, bo któż z redaktorów nie chciałby poczuć się mądrzejszym od swego rozmówcy? Toteż z tej konwencji wyłamują się tylko ci mniej ambitni, którym najwyraźniej nie zależy na opinii, że pozjadali wszystkie rozumy.
Najzabawniejsze jest to, że to może być prawda. Być może, że redaktorzy pod tym właśnie kątem zapraszają rozmówców, podobnie, jak Jerzy Clemenceau kierował się zasadą: “je vote pour le plus bete” – co się wykłada, że głosuję na najgłupszego. Ale jeśli nawet nie kierują się tym, by zapraszać najgłupszego, to jednak przesłuchania z reguły kończą się sromotną porażką gości. Aż dziw bierze, że żaden z nich nie wpadł na pomysł, by zaraz po tym, jak, dajmy na to, pani red. Agnieszka Gozdyra zada mu w ramach przesłuchania pierwsze pytanie, scenicznym szeptem zapytać ją: przepraszam, pani redaktor, jak brzmi poprawna odpowiedź na to pytanie? – a jak już pani redaktor mu podpowie, żeby pełnym głosem powtórzyć tę odpowiedź do kamery. Mówię, bom smutny i sam pełen winy, jako że początkowo próbowałem też odpowiadać na pytania, ale przełom nastąpił, gdy pani red. Eliza Michalik zaczęła mnie sztorcować za niewłaściwe odpowiedzi. Zaproponowałem jej tedy, żeby na stawiane przez siebie pytania sama udzielała odpowiedzi prawidłowych, a ja co najwyżej będę przytakiwał, a najlepiej, to żeby mnie tu w ogóle nie było, bo właściwie po co, skoro sama potrafi obsłużyć całą audycję? Jestem pewien, że w ten sposób telewizje zyskałyby na wydajności, bo zamiast wykłócać się z zapraszanymi do studia niekumatymi matołami, redaktorzy w krótszym czasie mogliby przekazać widzom znacznie więcej zbawiennych prawd do wierzenia, dzięki czemu średni poziom społecznej świadomości wprawdzie nie dorównałby poziomowi redaktorów, ale znacznie by się podniósł.
I wreszcie Naczelnik Państwa musiał wyciągnąć wnioski z obserwowania telewizyjnych progamów, “a może mu tam w samotnej celi i święci Pańscy coś podszepnęli?” – dość, że nakazał przeprowadzenie referendum w postaci odpowiedzi na cztery pytania. Odpowiedź na każde z nich jest oczywista nie tylko dla inteligentnego obywatela, ale nawet dla wszystkich pozostałych i brzmi: “NIE!” To ma bowiem być stanowcze “nie!” zdrowych sił naszego narodu, podkopywanych przez zdradzieckiego Donalda Tuska, jego Volksdeutsche Partei, no i oczywiście – przez Judenrat “Gazety Wyborczej”, który pod taką, czy inną nazwą, zawsze był w awangardzie starszych i mądrzejszych. W czynie społecznym doradzałem nawet, by pytania referendalne rozbudować w taki sposób, by każdy, nawet ten najbardziej pozostały obywatel skapował, jaka jest poprawna odpowiedź i widocznie każda słuszna myśl raz rzucona w powietrze prędzej, czy później znajdzie swego amatora, bo z inicjatywy Naczelnika Państwa pytania zostały rozbudowane i w takiej postaci zatwierdzone przez Sejm. Co prawda w brzmieniu, moim zdaniem, nadal nazbyt ogólnikowym, ale mówi się: trudno. Ja bowiem sugerowałem, żzeby na przykład pierwsze pytanie brzmiało tak: “Czy jesteś za wyprzedażą państwowych przedsiębiorstw, które zdrajca Ojczyzny Donald Tusk chciałby za bezcen oddać zachodnioniemieckim rewizjonistom i odwetowcom: Hupce i Czai?” Jestem pewien, że nie byłoby w naszym nieszczęśliwym kraju obywatela, który miałby wątpliwości, jak odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Myślę jednak, że intensywna akcja perswazyjna też zrobi swoje i uchwalone 17 sierpnia przez Sejm referendum przejdzie do historii jako referendym “Cztery razy NIE!” – w odróżnieniu od tego z czasów stalinowskich, które przeszło do historii, jako referendum “Trzy razy TAK!” I bardzo dobrze, bo jakieś różnice między Polską stalinowską, wkraczającą właśnie na nieubłaganą drogę Lenina i Stalina, a Polską demokratyczną, stanowiącą nierozerwalne ogniwo IV Rzeszy, muszą przecież być!
Ale oprócz tych różnic można też dopatrzyć się pewnego podobieństwa. Chodzi o same pytania, a zwłaszcza te dotyczące państwowych przedsiębiorstw i wieku emerytalnego. Prawidłowa odpowiedź na każde z nich jest oczywista – ale zastanówmy się, jaki wniosek z tych pytań można wyciągnąć a contrario? Jeśli państwowych przedsiębiorstw nie wolno “wyprzedawać”, bo w przeciwnym razie naród polski utraci kontrolę nad “sektorami strategicznymi”, to znaczy, że najlepiej byłoby, by cały majątek produkcyjny był państwowy. Skoro bowiem państwowa własność środków produkcji przynosi takie zbawienne rezultaty w sektorach strategicznych, to z całą pewnością przyniosłaby je także w sektorach nie uznanych za strategiczne. Krótko mówiąc, pytanie pierwsze wyraźnie daje wyraz przekonaniu o wyższości własności państwowej – a ono właśnie było – jak pamiętamy – najtwardszym jądrem ideologii komunistycznej. Mamy więc tu do czynienia z rodzajem manifestu komunistycznego Naczelnika Państwa. Zresztą nie tylko jego, bo na podobnie nieubłaganym stanowisku stanęła też pani Beata Szydło, formułując pytanie dotyczące wieku emerytalnego. Mniejsza o wiek – ale z treści pytania wynika, że pani Beata nie ma najmniejszych wątpliwości, iż powszechny i przymusowy system ubezpieczeń społecznych nie tylko powinien być zachowany, ale również – że to państwo ma decydować o warunkach ubezpieczenia, zarówno co do wieku, jak i sposobu naliczania świadczeń emerytalnych. To ważna deklaracja, w podatku pokrywająca się ze spostrzeżeniem prof. Bogusława Wolniewicza, że komunizm wcale nie “upadł”, tylko “mutuje”. Że nie upadł – to widać po manifeście komunistycznym Naczelnika Państwa, który – wraz z panią Beatą i innymi działaczami – reprezentuje mutację pobożną. Skoro mogą istnieć Żydzi Polarni, to dlaczego nie miałoby być komunistów pobożnych?
I jeszcze jedna sprawa. Adam Bień, skazany w słynnym moskiewskim “procesie szesnastu”, nazwał kiedyś Kukuńka “człowiekiem drobnych krętactw”. Ciekawe co by powiedział o panu premierze Morawieckim, który jest autorem pytania dotyczącego migrantów. Niby wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale kiedy wczytamy się w nie uważniej, to od razu skapujemy, że sprzeciw wobec wpuszczania na terytorium Polski dotyczy wyłącznie migrantów objętych “przymusową relokacją”. Tymczasem migranci z Indii, Pakistanu, Afganistanu, Uzbekistanu, czy Tadżykistanu, przymusowej relokacji nie podlegają, nie mówiąc już o Ukraińcach. Zatem Ukraińców i tych innych wpuszczamy bez żadnych ograniczeń. Hindusi ani Pakistańczycy na razie nie próbują się w Polsce organizować politycznie, natomiast Ukraińcy są politycznie zorganizowani i to znakomicie. Czy zatem pytanie sformułowane przez pana premiera Morawieckiego nie jest przypadkiem obliczone na odwrócenie naszej uwagi od tego niebezpieczeństwa?
Stanisław Michalkiewicz
Polecamy również: Izraelski dowódca przyznaje, że jego kraj dopuszcza się ludobójstwa
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!