Felietony

Stanisław Michalkiewicz: Dintojra jako program

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Stanisław Michalkiewicz: Dintojra jako program

Wynik niedawnych wyborów do Parlamentu Europejskiego pokazuje, że scena polityczna naszego bantustanu staje się coraz bardziej zabetonowana, zgodnie z ustaleniami poczynionymi w roku 1989 przez generała Czesława Kiszczaka z przedstawicielami “towarzycha” w Magdalence. Volksdeutsche Partei Donalda Tuska zdobyła 21 mandatów, poczas gdy PiS – 20, przy różnicy głosów wynoszącej około 1 procenta. Dla pozostałych uczestników życia politycznego zostaje coraz mniej miejsca – co się pokazało po wynikach uzyskanych przez uczestników koalicji rządowej.

Lewica wprowadziła do PE związek partnerski panów Biedronia i Śmiszka oraz moją faworytę, Wielce Czcigodną Joannę Scheuring-Wielgus. Ponieważ do Parlamentu Europejskiego zrejterował też pan pułkownik Bartłomiej Sienkiewicz, to wskutek tego kultura polska poniosła ogromną i kto wie, czy nie niepowetowaną stratę. Jeśli bowiem są w ogóle jacyś ludzie niezastąpieni, to właśnie – i ona i on.

W tej sytuacji nawet tacy wybitni Kulturtragerowie, jak pan Jakub Żulczyk, czy inni, mogą utracić ideową busolę, zwłaszcza gdyby przeziębił się nam pan red. Michnik, albo nawet gdyby się nie przeziębił, ale zepsułby mu się telefon komórkowy. Byłaby to straszliwa katastrofa, bo mikrocefale nie wiedzieliby, co myślą. Co tam zresztą mikrocefale, kiedy sam pan marszałek Hołownia po rejteradzie pana Michała Kobosko do Parlamentu Europejskiego jakby się nam pogubił, chociaż niby grafina Róża Thun und Handehoch póki co wiernie przy nim trwa.

Jeśli chodzi o Konfederację, to wprawdzie odnotowała ona rodzaj sukcesu, ale – czego wcale nie ukrywa pan Sławomir Mentzen – za cenę wyciśnięcia z szeregów Grzegorza Brauna. Ponieważ wcześniej z tej formacji wyciśnięty został Janusz Korwin-Mikke, to rzeczywiście – nic już nie stoi na przeszkodzie, by Konfederacja została zwasalizowana przez PiS – być może nawet w towarzystwie PSL, który – jak wiadomo – ma stuprocentową, a w patriotycznych porywach nawet większą zdolność koalicyjną.

I o to najwyraźniej chodzi, bo zaraz kiedy tylko zostały ogłoszone wyniki, Wielce Czcigodny pan Arkadiusz Mularczyk taką własnie “koncepcję” ogłosił. Jestem przekonany, że stare kiejkuty nie będą miały nic przeciwko temu, bo Konfederacja w pierwotnym kształcie z ich punktu widzenia, a także z punktu widzenia Naszych Sojuszników, była rodzajem wypadku przy pracy, więc jeśli  w ten sposób nastąpiłaby jej neutralizacja, to znakomicie.

Rzecz bowiem w tym, że zarówno Volksdeutsche Partei, jak i obóz “dobrej zmiany”, przy zewnętrzych znamionach nieprzejednanej wrogości, mają jeden i ten sam polityczny interes – żeby ani z jednej, ani z drugiej strony nie pojawiła się żadna polityczna alternatywa – a już zwłaszcza taka, która byłaby w stanie zapoczątkować budowę w Polsce zalążka jakiejś siły. Nad tym właśnie – podobnie jak w wieku XVIII za pośrednictwem skorumpowanych magnatów i posłów – a teraz – za pośrednictwem starych kiejkutów – czuwają Nasi Sojusznicy.

Postawmy się bowiem w sytuacji niemieckiego kanclerza. Kogo byśmy, będąc na jego miejscu, w Polsce forsowali i popierali? Jasne, że Volksdeutsche Partei, zwłaszcza, gdy Donald Tusk dobiera sobie coraz to głupszych współpracowników, którzy “takie widzą świata koło, jakie tępymi zakreślają oczy” – a ponieważ są wpatrzeni we własne krocza, to ich horyzont jest bardzo ograniczony. I o to chodzi. Ale to tylko jedna strona medalu. Gdyby Nasi Sojusznicy pilnowali tylko jednej strony, to znaczy – Volksdeutsche Partei – to do wypadków przy pracy dochodziłoby co i rusz.

Dlatego z ich punktu widzenia najlepiej, gdyby Volksdeutsche Partei miała jednego, przewidywalnego przeciwnika, który w dodatku nie próbowałby wchodzić na  cudze tereny łowieckie, tylko trzymałby się ustaleń, jakie dla naszego bantustanu poczynił pan Daniel Fried z ramienia Naszego Najważniejszego Sojusznika, do spółki z Władimirem Kriuczkowem, z ramienia Naszego Sojusznika Ustępującego.

Jedna formacja ma bowiem tresować mniej wartościowy naród tubylczy do “nowoczesności”, której konkrety określają Judenraty poszczególnych bantustanów, podczas gdy druga – ma tresować do “tradycji” i tak dalej – ale oczywiście bez przesady, tylko – w granicach przyzwoitości, których wytyczenie twórcy nowego porządku politycznego w Europie też powierzyli Judenratom.

W ten sposób cała scena polityczna zostanie zabudowana, pozostawiając miejsce co najwyżej dla meteorów jednorazowego użytku – bo w demokracji – jak to w demokracji – trzeba zachować pozory chwalebnego pluralismusa. Ale tym  zajmują się stare kiejkuty, które już wiele razy pokazały, że tworzenie takich meteorów to dla nich fraszka. Tak było w przypadku Samoobrony, tak było w przypadku Ruchu Palikota, tak było w przypadku Kukiza 15, tak było w przypadku Nowoczesnej – a wiele wskazuje na to, że tak też może być w przypadku Trzeciej Drogi sezonowego pana marszałka.

No dobrze – ale jak ten układ utrzymać na dłuższą metę, żeby suwerenowie nie skapowali, że ktoś ich tutaj robi w konia? Otóż tak, by programem politycznym zarówno jednej, jak i drugiej strony, była dintojra. Zwróćmy uwagę, na najtwardsze jądra programów politycznych na przestrzeni ostatnich 33 lat, bez względu na to, czy  jedna formacja nazywa się Unia Demokratyczna, Unia Wolności, czy wreszcie – Volksdeutsche Partei, a druga – Porozumienie Centrum, czy PiS.

Otóż najtwardszym jądrem każdego z programów tych formacji było “odsunięcie od władzy” formacji konkurencyjnej – i temu celowi było podporządkowane wszystko, podczas gdy o prawdziwych interesach państwa nikt nawet nie pomyślał. W rezultacie historia ostatnich 33 lat to ucieczka od niepodległości, zaś szczytem politycznej mądrości jest  rozstrzygnięcie, komu by tu się nadstawić.

To znaczy – byłoby, gdyby ta kwestia nie została rozstrzygnięta już na początku transformacji ustrojowej, kiedy to bezpieczniacy, tworzący najtwardsze jądro systemu komunistycznego, nie przewerbowali się asekuracyjnie na służbę do naszych Nowych Sojuszników, tworząc w ten sposób trzy stronnictwa, rotacyjnie rządzące naszym nieszczęśliwym krajem: Stronnictwo Ruskie – obecnie w konspiracji – Stronnictwo Pruskie i Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie.

W rezultacie sytuacja naszego nieszczęśliwego kraju zależy nieustannie od chwiejnej równowagi między Naszymi Sojusznikami – a ostatnio najlepszą tego ilustracją jest przepoczwarzenie się Donalda Tuska z gołąbka pokoju w jastrzębia gołębiarza – kiedy tylko Niemcy odstąpiły od strategicznego partnerstwa z Rosją na rzecz strategicznego partnerstwa z bezcennym Izraelem.

Polecamy również: Niemcy wkrótce podpiszą umowę na odbudowę Ukrainy

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!