Felietony

Stanisław Michalkiewicz: Spełniamy marzenia?

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Stanisław Michalkiewicz: Spełniamy marzenia?  

   Tak się już przyjęło, że z okazji Nowego Roku wszyscy składają sobie życzenia zdrowia i wszelkiej pomyślności, a bardziej kreatywni – nawet “spełnienia marzeń”. Kiedy byliśmy ostatnio na sylwestrowym kolędowaniu u przyjaciół, przyjaciel gwoli rozweselenia puścił mi nawet archiwalne noworoczne życzenia Leonida Breźniewa.  – S Nowym Godom, s nowym sczastiem – towariszczi! – powiedział Leonid Breżniew. Jakie “nowoje sczastie” miał na myśli – trudno zgadnąć – ale na pewno nie mogło to być nic przyjemnego.

Żeby się o tym przekonać, wystarczy wyobrazić sobie, jakie to “marzenia” mógł mieć Leonid Breźniew? Właśnie z okazji Świąt sprawiłem sobie prezent w postaci książki Warłama Szałamowa pt. ”Opowiadania kołymskie”, dzięki której pogrążyłem się w najgłębszych kręgach piekła. Szałamow spędził 17 lat na Kołymie jako więzień, a udało mu się przeżyć tylko dlatego, że już jako “dochodiaga” został przez jakiegoś lekarza-więźnia, wytypowany na kurs felczerski. Jako kursant nie musiał pracować w kopalni, a po ukończeniu kursu pracował w szpitalu aż do zwolnienia, co zresztą też obfitowało w rozmaite zasadzki.

Szałamow przedstawia Kołymę – ten biegun okrucieństwa – bez żadnych niedomówień. Jeśli ktoś przeżył – to tylko dlatego, że wskutek tego ktoś inny nie mógł przeżyć, że łagier już nigdy nie wychodzi z człowieka, któremu lepiej by było, gdyby umarł, niż żeby widział to, co tam zobaczył. Rzeczywiście – cóż może być straszniejszego od najniższych kręgów piekła? Leonid Breźniew aż takich marzeń może nie miał, ale to przecież za jego czasów wracze odkryli sławną “schizofrenię bezobjawową”, a pierwszym pacjentem u którego to stwierdzono, był Władimir Bukowski, który sam mi o tym opowiadał.

   Teraz – jak mawiał wspomniany Władimir Bukowski – spółkę “Marks & Engels” zastąpiła spółka “Marks & Spencer” – ale to nie znaczy, że historia się skończyła i że nie czekają nas żadne niespodzianki. Odwrotnie – per facta concludentia można domyślać się najgorszego – na przykład – V rozbioru Polski.  Żeby rozwinąć tę rewolucyjną teorię, muszę odwołać się do mojej ulubionej teorii spiskowej.

Według niej bezpieczniacy, którzy stanowili najtwardsze jądro komuny, u progu transformacji ustrojowej, nie czekając na odwrócenie sojuszy, w ramach poszukiwania polisy ubezpieczeniowej, przewerbowali się na służbę do central wywiadowczych naszych przyszłych sojuszników – i tak już zostało, dzięki temu, że panuje u nas dziedziczenie pozycji społecznej i dzieci konfidentów zostają konfidentami. Wyjątkiem potwierdzającym tę regułę jest pan Igor Tuleya, który nie tylko został sędzią, ale i męczennikiem praworządności ludowej, której surowa ręka tak czy owak każdego kiedyś dosięgnie.

Otóż do tej pory bezpieczniacy, tworzący trzy stronnictwa, które rotacyjnie kierowały naszym bantustanem: Stronnictwo Ruskie, Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie, nie mieli rozkazu zlikwidowania państwa polskiego, dzięki czemu istniało ono, jakby nigdy-nic, a od Nowego Roku nawet objęło “przewodnictwo” w Eurokołchozie, jak tylko skończyło się przewodnictwo znienawidzonych Węgier. Teraz jednak może się to zmienić, a to za sprawą faktów konkludentnych, o których stare kiejkuty, stanowiące czołową bezpieczniacką watahę, nie mogą przecież nie wiedzieć.

Mam oczywiście na myśli pogłębiający się chaos, polegający na tym, że jedni Zasrancen nie uznają instytucji państwowych pod pretekstem, że obsiedli je inni Zasrancen, jacyś tacy nie nasi. Doszlo do tego, że Państwowa Komisja Wyborcza z tygodnia na tydzień zmieniła swoje decyzje, co wprawiło a konsternację nawet najtęższych krętaczy, którzy już nie wiedzą, jaką tu dać wykładnię.

Jeśli tak dalej pójdzie – a nic nie wskazuje na to, by nie poszło – to sam wspomniany sędzia Tuleya, chociaż “wspólczuje” panu ministrowi Domańskiemu, który jak jakiś wioskowy głupek musiał chlapnąć, że nie uznaje Sądu Najwyższego, tylko Państwową Komisję Wyborczą. Najwyraźniej był przekonany, że nie zmieni ona swojej decyzji – no ale zmieniła – wobec czego pan sędzia Tuleya przestrzega pana ministra Domańskiego, by nie robił przelewu dla PiS, bo inaczej będzie z nim brzydka sprawa.

Jaka? Ano – towarzycho, z którego generał Kiszczak stworzył stado autorytetów moralnych, ruszy na niego i go stratuje. Nie ma kogo żałować i nie chodzi tu o pana ministra Domańskiego, bo takich jak on, to trzech na kilo wchodzi, tylko o to, iż ten kontrolowany przez stare kiejkuty chaos, może być wstępem do likwidacji państwa polskiego poprzez jego piąty rozbiór. Jak pamiętamy, w wieku XVIII były trzy rozbiory, w wieku XX – czwarty, no a teraz, czyli w wieku XXI czeka nas rozbiór piąty.

   Taka perspektywa rysuje się przed nami z co najmniej dwóch, a może nawet – trzech powodów. Po pierwsze – prezydent Trump uparł się zakończyć wojnę na Ukrainie. Do czego mu to potrzebne – trudno zgadnąć – bo przecież sytuacja, że na Ukrainie Ukraińcy wyrzynają się z Rosjanami, nie jest taka znowu najgorsza; dla wielu nawet wymarzona. A przecież  można sobie wyobrazić sytuacje jeszcze gorsze.  No ale słowo się rzekło i coś trzeba będzie z tym zrobić.

O tym, żeby Rosjan wyprzeć z zajętych terenów raczej nie ma mowy, bo to by wymagało kontynuowania wojny. Z drugiej strony nie można Ukrainy zostawić z fiutem w garści, bo to nadwerężyłoby prestiż Stanów Zjednoczonych, do czego też dopuścić nie można. Ale est modus in rebus w postaci “unii” polsko ukraińskiej, o której kilka lat temu bredził 3 maja pan prezydent Duda. “Unia” polegałaby na tym, że Amerykanie w ramach rekompensaty, przekażą Ukrainie województwo podkarpackie, część małopolskiego, aż do Krakowa, i część lubelskiego- aż po Podlasie.

Jednocześnie Knesejm, nawet  bez zapalania chanuki, uchwali ustawę, zgodnie z którą Ukraińcy przebywający w Polsce, nawet bez obywatelstwa, mogą uczestnilczyć w wyborach samorządowych, parlamentarnych i prezydenckich. Jeśli Związek Ukraińców w Polsce obiecałby starym kiejkutom, że po staremu będą mogły pasożytować na mniej wartościowych “Lachach” , to stare kiejkuty już by tam zadbały, żeby wybory wypadły zgodnie z oczekiwaniami.

Nazwane by to zostało “unią” – bo przecież jakieś makagigi dla mniej wartościowych “Lachów” trzeba by wymyślić. Akurat tak się składa, że przyjaciele Ukrainy Polskę rozbroili, więc nie ma czego się obawiać. Jeśli w dodatku prezydent Trump przedłuży Niemcom pozwolenie na urządzanie Europy po swojemu, to jako zadatek dobrych stosunków euroatlantyckich, Amerykanie mogą pozwolić Niemcom na dokończenie procesu zjednoczenia.

Jeszcze nie wiemy, czy według granicy z 1914 roku, czy z roku 1937 – ale w stosownym czasie zostanie nam to objawione. A z pozostałej części zaspokajaliby swoje roszczenia majątkowe Żydowie. I w tym kierunku stare kiejkuty właśnie państwo popychają, spełniając mnóstwo marzeń za jednym zamachem. Czegóż chcieć więcej?

Polecamy również: Nowa ukraińska brygada rozpadła się z powodu dezercji

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!