Kiedy po II wojnie światowej rozpoczęła się „zimna wojna”, Stany Zjednoczone na użytek konfrontacji ze Związkiem Sowieckim sformułowały „strategię zmasowanego odwetu”. W uproszczeniu i przekładając na język ludzki można powiedzieć, że polegała ona mniej więcej na tym, że walimy ze wszystkiego, co mamy. Kto przeżyje, ten wygrał. Ale kiedy prezydent Eisenhower zakończył urzędowanie, a do Białego Domu wprowadził się prezydent Kennedy, okazało się, że Sowieci rozbudowali swój nuklearny arsenał na tyle, że w razie konfrontacji prawdopodobnie nikt nie przeżyje. Wymusiło to zmianę strategii i w pierwszej połowie lat 60-tych ówczesny sekretarz obrony Robert McNamara, sformułował nową strategię, która zyskała nazwę strategii elastycznego reagowania. W uproszczeniu i przełożeniu na język ludzki oznaczała ona, że owszem – haratamy się – ale na przedpolach, oszczędzając własne terytoria. W okresie „zimnej wojny” takimi „przedpolami” były z jednej strony Niemcy, a z drugiej – Polska. W ramach strategii elastycznego reagowania NATO planowało odpalenie na obszarze Polski, gdzie gromadził się drugi rzut sowieckiego natarcia na Europę Zachodnią, 400 ładunków jądrowych, co oznaczało zagładę naszego narodu. Sowieci podobną ilość ładunków nuklearnych zamierzali odpalić na terytorium Republiki Federalnej Niemiec. W rezultacie ta część Europy zostałaby wysterylizowana – ale dzięki temu obydwa supermocarstwa mogłyby przystąpić do ustalenia, kto i ile wygrał, a kto i ile przegrał. Być może doprowadziloby to do nowej wojny – jak to w jednym ze swoich opiwiadań przewidział Stanisław Lem – ale może na tym by się skończyło. Nazywało się to obroną tych przedpoli. Niezwyciężona Armia Radziecka broniła w ten sposób Polski, podczas gdy USA broniły w ten sposób Niemiec.
Ciekawe, że z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w 1939 roku. Oto w kwietniu tegoż roku Wielka Brytania udzieliła Polsce gwarancji, że w razie czego nie pozostanie obojętna. Jak zeznał na procesie norymberskim marszałek Jodl, skazany później na karę śmierci i stracony, w niecałe dwa tygodnie po udzieleniu Polosce tych brytyjskich gwarancji, Adolf Hitler nakazał wprowadzenie harmonogramu godzinowego do Fall Weiss, czyli Wariantu Białego tzn. strategicznego planu wojny z Polską. Takie plany opracowują rutynowo sztaby generalne państw poważnych i nie oznaczają one zamiarów wojennych. Wprowadzenie harmonogramu godzinowego oznacza natomiast, że ten ramowy plan wchodzi w fazę realizacji. Oznaczało to, że Niemcy w pierwszej kolejności uderzą na Polskę, co pozwoli Wielkiej Brytanii i Francji na lepsze rozeznanie własnej sytuacji i podjęcie decyzji, co robić dalej. To postępowanie jest w intencjach podobne do strategii elastycznego reagowania tym bardziej, że w podobny sposób Wielka Brytania wystawiła Niemcom Jugosławię, dzięki czemu zyskała na czasie tyle, by wycofać swoich żołnierzy z Krety. Tak w każdym razie wyjaśniała to Stanisławowi Catowi-Mackiewiczowi hrabianka Skarbek, będąca agentką brytyjskiego wywiadu.
No i przed kilkoma dniami, w stolicy Białorusi – Mińsku – pojawił się doradca amerykańskiego sekretarza Stanu – tego samego, który 14 lutego nakazał rządowi naszego bantustanu przyśpieszenie prac nad stworzeniem „kompleksowego ustawodawstwa”, które żydowskim roszczeniom wobec Polski nadałoby pozory legalności. Rząd nabrał wody w usta, ale tylko w tej sprawie, bo odegrał przedstawienie obrony godności narodowej po wypowiedziach Beniamina Netanjahu i Izraela Kaca, których podejrzewam, że działali na prośbę rządu USA, który w ten sposób pomógł rządowi „dobrej zmiany” w Polsce w odwróceniu uwagi opinii publicznej od prac nad wspomnianym „kompleksowym ustawodawstwem”. Więc wspomniany doradca George Kent złożył był oficjalną wizytę w Mińsku, żeby zakomunikować złowrogiemu Aleksandrowi Łukaszence poparcie dla suwerennosci i niepodległości Białorusi. Ta amerykańska „gwarancja” pojawiła się w następstwie uporczywych pogłosek o knowaniach zimnego ruskiego czekisty Putina, który chciałby doprowadzić do „wchłonięcia” Białorusi. To bardzo ciekawa sytuacja, bo dotychczas przez całe lata nie tylko telewizyjna stacja Biełsat, ale i tubylcze niezależne media głównego nurtu informowały, że Białoruś jest „wchłonięta” przez Rosję, że – w odróżnieniu od Polski – nie jest suwerenna. Niekiedy nawet, jak to miało miejsce po apelu Kondolizy Rice z Wilna, by z tym całym Łukaszenką zrobić porządek, ówczesny minister spraw zagranicznych naszego bantustanu Adam Daniel Rotfeld, poderwał tamtejszy Zwiazek Polaków i to w charakterze awangardy opozycji przeciwko białoruskiemu prezydentowi. Zniwelowało to polskie wpływy na Białorusi niemal do gołej ziemi tym bardziej, że niewiele później Zasrancen z MSZ przesłały białoruskiemu urzędowi skarbowemu informację o subwencjach dla tamtejszych Polaków. Tymczasem okazało się, że Białoruś pod rządami złowrogiego Aleksandra Łukaszenki nie tylko jest suwerenna i niepodległa, ale że Stany Zjednoczone, będące Naszym Najważniejszym Sojusznikiem tę suwerenność i niepodległość „popierają”. Co to konkretnie znaczy? Tego nie wiemy, podobnie jak w marcu 1939 roku nie wiedzieliśmy, co konkretnie znaczy zapewnienie, że w razie czego Wielka Brytania „nie pozostanie obojętna”.
Wygląda na to, że Nasz Najważniejszy Sojusznik, który na Ukrainie już prowadzi rozgrywkę z Rosją do ostatniego Ukraińca, pragnie wykorzystać napięcie między Rosją i Białorusią do rozszerzenia frontu rozgrywki z Rosją na terytorium Białorusi – aż do ostatniego Białorusina. Powinniśmy się małodusznie z tego cieszyć, ale niekoniecznie, bo Polska JUŻ jest wciągnięta do tej rozgrywki, która będzie toczyła się aż do ostatniego Polaka. W dodatku Polacy, zanim już ich nie będzie, będą musieli za ten radosny przywilej zapłacić Żydom haracz na podstawie „kompleksowego ustawodawstwa” . Jak widzimy, doktryna „elastycznego reagowania” została w międzyczasie uzupełniona i poprawiona – bo pierwotna wersja autorstwa Roberta McNamary, żadnego haraczu od przyszłych nieboszczyków nie przewidywała.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!