Felietony

Suspendowane wiarołomstwo – ks. Wojciecha Lemańskiego psotne duszki…

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Można by rzec z niedowierzaniem: facet ma zacięcie w szerzeniu taniego grepsu; dowcipniś z niego jak się patrzy – prawie że obrońca uciśnionych udający filmowego “Zorro” (hiszp. Lis) – z serialu telewizyjnego wyprodukowanego przez Wytwórnię Walta Disneya w latach 1957-1959. Także emitowanego w Polsce, w odcinkach, w latach sześćdziesiątych, i powtarzanego parokrotnie w Teleranku. Prawie – bo niezupełnie. Tamten – Diego de la Vega (Guy Williams lub Antonio Banderas, w zależności od wersji) – był diabelsko przystojny, szarmancki wobec kobiet – i na co dzień usłużny. Ks. Wojciech natomiast jakby za nadto odstawał od pierwowzoru głównego bohatera z powieści “The Curse of Capistrano” (1919) – amerykańskiego pisarza, Johnston’a McCulley’a – co musi go ostatnio bardzo drażnić. Z tej to osobistej niewygody począł nawet słać ferment wśród lokalnych społeczności i jawnie pomstować na hierarchów Kościoła katolickiego w Polsce, że się zanadto wtrącają w nieswoje sprawy. Na tę okoliczność przybrał zawadiacką postawę, sposępniał, ale na wszelki wypadek pozostawił w gotowości przytępione zmysły – pewnie dlatego, że choć duszpastersko poskromiony (po katolicku suspendowany), pomyślał zawczasu, że w roli fikcyjnego bohatera nieźle sobie powetuje; nawet gdyby mu przyszło zacząć wszystko od początku – od hiszpańskiej Kalifornii z końca XVIII w.

Żeby nie było tak łatwo i przyjemnie – w pierwszej kolejności odsądził od czci i wiary wszystkich polskich wiernych – biskupów i arcybiskupów – co się w ostatnią sobotę Różańcem do Granic, razem z Narodem, opletli – w modlitwie o pokój dla Ojczyzny i dla świata całego. Niby tak rozmodleni i gościnni – zauważył – a tak naprawdę “Poszli przyzywać Imienia bożego, wzywać orędownictwa Matki Jezusa przeciw… uchodźcom, szukającym pomocy, dachu nad głową”. Już nie obwijał w bawełnę, nie cudaczył – że to, że tamto… – tylko od razu walnął z grubej rury: “Gdy papież Franciszek poprosił o przygotowanie w ich parafiach domu dla jednej choćby rodziny uchodźców – udawali że nie słyszą. Gdy ostatnio prosił, by modlili się za tych biednych ludzi, to w katolickiej Polsce można było te rozmodlone kościoły policzyć na palcach”.

W sobotnią, pochmurną i deszczową noc – pobudzony niespodziewanym przypływem energii – owinął wokół szyi czarną peleryną, nasunął maskę na rozbiegane oczy, dokleił wąsik marki Diego de la Vega, żeby się sobie przypodobać; trochę zeźlony, że mu się przemoczone wodze między palcami ślizgają, wspiął się na karego wierzchowca o imieniu “Tornado” i pocwałował wzdłuż A1 (północ-południe) do Krakowa, pod samo arcybiskupstwo krakowskie, gdzie wprawnym ruchem szpady dopadł drzwi Pałacu Biskupów Krakowskich przy Franciszkańskiej i naciął na froncie koślawe “L”. Niech wiedzą, że w Warszawce nie próżnuje – i że ma się dobrze w każdym miejscu w Polsce. Spędziwszy niedzielę na łonie natury, podświadomie popychany suspensą abp. Henryka Hosera – coraz dalej i dalej – w zarośla i leśne gęstwiny, obmyślił nowe proroctwo dla metropolity krakowskiego, abp. Marka Jędraszewskiego:

“Księże arcybiskupie odwaga staniała. Poprzednicy księdza na krakowskim arcybiskupstwie całymi dziesięcioleciami kształtowali sumienia katolików – by nie zabijali, by nie kradli, by nie przysięgali fałszywie. Kardynał Wyszyński nie domagał się wpływu na prawodawstwo w naszym kraju, ale pouczał Polaków, przestrzegał, dawał przykład. Cóż to za duszpasterskie podejście do wiernych – domagać się ustanowienia prawa, które karze wieloletnim więzieniem wierzących i niewierzących, katolików i innowierców. To wcale nie jest znak odwagi księdza arcybiskupa. To znak bezsilności. Gdyby wierni ufali biskupom, swoim księżom, gdyby ich słuchali, nie byłyby potrzebne zmiany prawa. Żadne prawo nie nakazuje nikomu dokonywania aborcji. Jest takie prawodawstwo w Chinach. Jeśli chce ksiądz arcybiskup okazać apostolskie bohaterstwo, katolicki heroizm, to proszę wystąpić do papieża Franciszka z petycją, by wysłał księdza arcybiskupa do tamtych ludzi. Oni spragnieni są głosu Kościoła. Obawiam się jednak, że i odwagi zabraknie i ze skutecznością nauczania w tamtym kraju byłoby krucho. W Unii Europejskiej nikt do aborcji nie zmusza, do in-vitro nie namawia, antykoncepcji nikomu nie narzuca. Zamiast walczyć z wiatrakami pora iść do wiernych i kształtować sumienia. Tak czynił kardynał Wyszyński, tak czynił kardynał Wojtyła, tak postępował kardynał Macharski. Droga zakazów i sankcji karnych to nie jest droga Kościoła”. (…)

W sumie czyta się ten wywód (suspendowanego księdza Lemańskiego) z wyraźną dozą politycznej poprawności – emitującej rozchodzące się kręgi nieprzebranej dobroci jaką najczęściej na siłę obdarowują ludzkość zbuntowane jednostki. Może trochę ironicznie wybrzmiało prawodawstwo w Chinach – kraju Konfucjusza, którego osobiste przemyślenia układają się przecież w nieprzeciętny algorytm moralności; przykład pierwszy z brzegu: “Szlachetny człowiek wymaga od siebie, prostak od innych” – w kontekście do Unii Europejskiej, gdzie – według Lemańskiego – niczego się nie zabrania, za nic nie karze więzieniem. No, może tylko heroizm katolicki trochę niepotrzebnie bruździ – nazbyt zabobonny. Zanadto po obrzeżach naszego kraju się rozpanoszył, zwrócony tyłem do uchodźców islamskich. Może właśnie w państwie Środka byłby się akuratnie sprawdził. Tylko że polskim biskupom i arcybiskupom, jak widać, odwagi apostolskiej brakuje – poucza Lemański.

Idąc dalej tym (suspendowanym) rozumowaniem, można by zapytać wprost: dlaczego Kościół katolicki tak się guzdra i od razu nie przejdzie do konkretów; przecież chleb rozmnaża się w mgnieniu oka – dzięki temu za jednym zamachem da się nakarmić wszystkie głodne dzieci; a tak codziennie z głodu umiera 15 tys. na świecie. Po co tracić czas i zdrowie na pichcenie bochenków po nocach z mąki pszenno-żytniej. Przecież Jezus pokazał Apostołom jak to się robi – wystarczy na początek pięć chlebów i dwie ryby. A ułomków zbierze się za każdym razem ze dwanaście koszy – i na podwieczorek jak znalazł. Zaniechanie w tym kierunku jest niewybaczalnym błędem Kościoła i Jego gnuśnych pasterzy. Mają szczęście, że Duch Święty tego bałaganu nie widzi, bo by sobie powetował – jak legendarny Zorro w lemańskiej wyobraźni.

Antoni Ciszewski

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!