Jednym z niemal całkowicie zapomnianych wydarzeń z czasów stalinowskich, jest tajemnicza śmierć biskupa łomżyńskiego Stanisława Kostki Łukomskiego. Duchowny ten zginął w dziwnym wypadku samochodowym 28 października 1948 roku, dwa dni po ceremonii pogrzebowej prymasa Augusta Hlonda, którą zresztą prowadził.
Stanisław Kostka urodził się 21 października 1874 we wsi Borek nieopodal Nakła. W 1898 przyjął święcenia kapłańskie. W czasie swojej posługi duszpasterskiej patronował środowiskom narodowym skupionym wokół Ligi Narodowej. Osobiście poznał Romana Dmowskiego i Józefa Hallera, z którymi się zaprzyjaźnił i współpracował. Inicjował szereg organizacji i wydarzeń patriotycznych, edukacyjnych oraz społeczno-gospodarczych w duchu spółdzielczym. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę nabył działkę nad jeziorem Malta w Poznaniu, gdzie 3 maja 1919 roku przewodniczył uroczystości sypania kopca upamiętniającego reformy konstytucji z 1791 roku. 24 czerwca 1926 roku, podczas pobytu na Kongresie Eucharystycznym w Chicago, dowiedział się o nominacji na biskupa utworzonej zaledwie pół roku wcześniej, diecezji łomżyńskiej. Po zamachu majowym w dalszym ciągu popierał postawy narodowe i radykalny antysocjalizm, co nie przychodziło mu łatwo wobec rządów kliki sanacyjnej, zwłaszcza, że był też zdecydowanym krytykiem dyktatora Józefa Piłsudskiego. Jego osobisty przykład prawości i pracowitości przełożył się na ogólną postawę ludności diecezji, zarówno przed, w trakcie, jak też po zakończeniu II wojny światowej. Okupacja sowiecka i początki tzw. Polski Ludowej, stanowiły dla niego nowe wyzwanie, przed którymi nie zamierzał się uchylać. W swoich homiliach i wystąpieniach publicznych krytykował nowe „elity” i wprost wzywał ludność do oporu przeciwko bolszewii. W sposób szczególny wspierał narodowe podziemie antykomunistyczne. To ostatnie, także dzięki jego wcześniejszej pracy duszpasterskiej, było w okolicach Łomży wyjątkowo prężne i rozwijało się świetnie. W połowie 1945 roku w samym tylko powiecie łomżyńskim miało liczyć aż 3500 członków! W kwietniu 1945 roku biskup wziął udział w uroczystości zaprzysiężenia żołnierzy NZW Bolesława Kozłowskiego „Grota” w lesie nieopodal miejscowości Mały Płock. Z powodu powyższej działalności, jako bodaj pierwszy z polskich duchownych, został poddany ścisłej kontroli UB. Jego poczynania śledziła cała siatka donosicieli, o czym aż huczy w zachowanych aktach IPN. Nie uznał wyników referendum z 1946 roku i wyborów do sejmu z 1947 roku. Nie przychylił się do prośby zabicia w dzwony w związku z wyborem Bolesława Bieruta na prezydenta, a ponadto nie zgadzał się, by aktywnych komunistów chowano na katolickich cmentarzach. Był zdecydowanym wrogiem modernizmu w kościele, który w ówczesnych czasach reprezentowali tacy duchowni jak Stefan Wyszyński, Bronisław Dembowski czy sekretarz prymasa Hlonda, Antoni Baraniak.
Od początku 1948 roku działania Łukomskiego poddano jeszcze ściślejszej kontroli UB, łącznie z gromadzeniem dokładnych danych na temat jego objazdów prowincji kościelnej. Na początku czerwca wizytował Wysokie Mazowieckie, gdzie wygłosił kazanie, wzywające do oporu przeciwko nawale bolszewickiej ze wschodu, która podstępnie uderzała w polską wiarę oraz edukację młodzieży. Jego twarda postawa powodowała, że stawał się jeszcze bardziej popularny, zarówno jako kapłan strzegący tradycji, jak też bojownik o niepodległość kraju. Powszechnie uważano go za następcę kardynała Augusta Hlonda na stanowisku prymasa Polski. Rzeczywiście, wszystko wskazywało, że w przypadku ewentualnej śmierci prymasa, będzie głównym kandydatem do objęcia opróżnionego urzędu. Z tego też powodu nie było dla nikogo zaskoczeniem, że to właśnie on przewodniczył ceremonii pogrzebowej Hlonda w Warszawie, w dniu 26 października 1948 roku. Nazajutrz wracał do Łomży wraz z księdzem Henrykiem Kulbatem oraz swoim kierowcą, Aleksandrem Sokołowskim. Doszło do tajemniczego wypadku, którego przyczyn nigdy nie wyjaśniono. Prawdopodobnie doszło do nagłego zablokowania się podpiłowanej kierownicy samochodu, w wyniku czego pojazd uderzył w drzewo. Jest to tym dziwniejsze, iż zaledwie kilka dni wcześniej auto przechodziło generalny przegląd w Poznaniu. Kolejną ciekawostką jest fakt, że już po zajściu, kierowca został zatrudniony w Urzędzie Bezpieczeństwa.
Tak wypadek opisała siostra biskupa, Halina Łukomska, w liście do swojej bratanicy, zakonnicy Melanii Łukomskiej:
„Siostro Kochana. Abyś się nie przeraziła na jakową wiadomość o wypadku Ks. stryjka piszę, że wracając z pogrzebu śp. Prymasa wpadli na drzewo i poturbowali się trzej podróżni, a więc Ks. stryjek jest trochę poraniony na głowie od szkła i w prawej ręce czuł ból, Ks. Kan. Kulbat ma też coś w ręce i bolę go plecy, szofer uderzywszy piersią na kierownicę stękał i w kolanach czuł ból. Stało się to nieszczęście wczoraj, w środę przed południem 4 km od Ostrowia, tuż przy jakiejś wsi, ludzie pośpieszyli na pomoc i przewieźli do Ostrowia na plebanię, czy też do szpitala tamtejszego. Po telefonie z stamtąd, pojechał Ks. Biskup Rydzewski stąd sanitarka, w Ostrowiu zabrała do Warszawy Ks. stryjka do Elżbietanek i szofera, biskup wrócił z Kanonikiem, i umieścił go w naszym szpitalu. Czekam teraz niespokojna na powrót Ks. Kapelana z Warszawy i jego relację, może też Ks. stryjek wróci za dni kilka, jeżeli wierzyć można, że szwanku gorszego nie poniósł, tylko szramy od szkła i dolega, coś w ręce prawej ponad łokciem. Wczoraj miałam okropny dzień zanim mi świadek Ks. Biskup sufragan późnym wieczorem wróciwszy z Ostrowia, nie wyjaśnił i uspokoił. Dosyć przyszłam do siebie w ostatnich trzech tygodniach, a teraz serce i nerwy znów się osłabiają. Nie trzeba jednak wyrzekać tylko dziękować Bogu, że żyją i nie gorzej pokaleczeni. W samochodzie podobno kierownica się popsuła i szofer nie zdołał zatrzymać, więc wpadli na drzewo. Piszę dlatego, abyś znała przebieg tego wypadku, może w gazetach jakowych będzie wzmianka, w dodatku przejaskrawiona. W Warszawie ulokowano pacjentów u Elżbietanek na Mokotowie, to też Siostry na Łąkowej w Poznaniu może już wiedzę. Później napiszę Ci znów, gdy się dowiem szczegółów, albo Ks. stryjek wróci podleczony. Módlmy się o to. Uścisk serdeczny H.”
Z listu wynika iż rodzina nie spodziewała się poważnych następstw tego wypadku. Biskup doznał jedynie niewielkich obrażeń twarzy i złamania ręki i wszystko wskazywało, że szybko powróci do zdrowia. Stało się jednak inaczej – po udzieleniu mu pierwszej pomocy w szpitalu w Ostrowi Mazowieckiej, został przewieziony do Warszawy, gdzie następnego dnia zmarł. Oficjalna wersja głosi, że przyczyną zgonu był zator płucny.
Nowym prymasem został Stefan Wyszyński. Co znamienne, wedle oficjalnej, nieweryfikowalnej wersji, umierający prymas Hlond miał przekazać na łożu śmierci Antoniemu Baraniakowi, że to właśnie Wyszyńskiego wyznacza na swojego następcę. Czy rzeczywiście tak było? Nigdy już nie poznamy prawdy, gdyż rozmowa odbyła się w cztery oczy.
Radosław Patlewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!