– Za wypowiedzi w polskich mediach, między innymi dla Polskiego Radia 24, zawieziono nas na trwające cały dzień przesłuchanie. Potraktowano nas w tej sprawie jak oskarżonych, choć byliśmy oficjalnie świadkami. Teraz jestem już w Polsce z rodziną. Tu jesteśmy bezpieczni – powiedział w Polskim Radiu 24 Andrzej Pisalnik ze Związku Polaków na Białorusi, znany także z łamów magazynu Masgna PoloNIA.
Gość PR24 opowiedział o tym, co go spotkało po tym jak wypowiedział się dla polskich mediów na temat sytuacji na Białorusi.
– Wezwano mnie do prokuratury miasta Grodna. Prokurator ostrzegł mnie przed dalszym komentowaniem sytuacji Polaków na Białorusi – dla wszelkich mediów, między innymi dla mediów polskich. Zacytował mi moje wypowiedzi dla Polskiego Radia 24 i Programu 4 Polskiego Radia. Ostrzegł, że jeśli jeszcze raz pojawi się tego typu wypowiedź, to będę pociągnięty do odpowiedzialności karnej na podstawie artykułu 130. Kodeksu karnego – powiedział Andrzej Pisalnik.
Jak zaznaczył, jest to ten sam artykuł, na podstawie którego aresztowano jego koleżanki i kolegę: Andżelikę Borys, Irenę Biernacką, Marię Ciszkowską i Andrzeja Poczobuta. – W ten sposób prokurator właściwie zamknął mi usta. Nawet nie zdążyłem złamać tego zakazu. Wszedłem do domu i rano następnego dnia pojawiła się grupa funkcjonariuszy w kominiarkach – relacjonował rozmówca PR24.
Funkcjonariusze weszli do mieszkania. – Wyciągnięto nas z łóżek. Kazano się zbierać, aby nas doprowadzić na przesłuchanie do komitetu śledczego. Mieliśmy status świadków, ale traktowano nas co najmniej jak oskarżonych w sprawie karnej – opowiadał Pisalnik.
– Od razu zabrano nam telefony. Żona zdążyła jeszcze zadzwonić do adwokata, który powiedział, żebyśmy się podporządkowali tej grupie funkcjonariuszy. Bo nie mógł nam wtedy – nie wiem z jakich powodów – udzielić pomocy prawnej – zaznaczył.
Podkreślił również, że zatrzymani musieli zostawić w domu samego nieletniego syna. – Po godzinie dojechała jego babcia. Przez godzinę siedział i się bał, że wkroczy kolejna grupa funkcjonariuszy. Nas wywieziono do komitetu śledczego w Mińsku – powiedział.
– Trzy godziny drogi do Mińska pokonaliśmy bez żadnego przystanku, bez możliwości pójścia do ubikacji. W ten sposób nas dostarczono do tego miasta. Zawieziono nas na przesłuchanie, które trwało cały dzień. Potem ta sama grupa funkcjonariuszy w kominiarkach zawiozła nas z powrotem do Grodna. Tym razem zatrzymaliśmy się po drodze, choć nie mieliśmy jeszcze telefonów – zaznaczył Andrzej Pisalnik.
Jak zaznaczył, teraz jest już bezpieczny. Wraz z rodziną przebywa w Polsce, w Warszawie.
/Polskie Radio 24/
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!