Na obecną chwilę trwają słowne przepychanki i zakulisowe negocjacje dotyczące statusu tej niewielkiej kurdyjskiej enklawy w północno-zachodniej Syrii, przeciw której od dwudziestu dni prowadzi operację armia turecka wraz z protureckimi bojownikami Wolnej Armii Syrii.
Kurdowie mają świadomość, że nie są w stanie przeciwstawić się armii tureckiej, a ich opór prędzej czy później zostanie złamany. Jedynym ratunkiem jest więc dla nich wprowadzenie do kantonu Afrin wojsk syryjskich.
Władze w Damaszku chętnie skorzystałyby z okazji, a i Turcja może przystałaby na to, gdyby wiązało się to ze złożeniem broni przez oddziały kurdyjskie i rozwiązaniem kurdyjskiej administracji. Zresztą tego samego oczekują władze Syrii, które w związku z tym nie spieszą się z wprowadzeniem swych wojsk do kantonu Afrin.
Damaszek domaga się zdania zarówno ciężkiego, jak i lekkiego uzbrojenia oraz reorganizacji kurdyjskich oddziałów samoobrony (YPG) w milicję podległą władzom syryjskim, a nadto przekazania armii syryjskiej kluczowych obiektów administracyjnych i wojskowych.
Na to Kurdowie jednak się nie zgadzają. Chcą zachowania szerokiej autonomii i oczekują, że rola syryjskich wojsk ograniczy się do obsadzenia linii frontu, by w ten sposób powstrzymać działania Turków. A na to Damaszek absolutnie się nie zgadza. Nie zgadzają się też Turcy, którzy profilaktycznie zbombardowali drogi, którymi wojska syryjskie mogłyby posuwać się, by obsadzić tę niewielką enklawę.
A w tle trwają targi i zakulisowe negocjacje…
Wojciech Kempa
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!