Rząd Platformy Obywatelskiej z przystawkami ogłosił, że przeznaczy 300 mln zł na dotacje do zakupu elektrycznych rowerów. Jest to kolejna absurdalna decyzja zielonych komunistów, tuż po dopłatach do używanych aut elektrycznych z Niemiec.
Tusk rozda dotacje na elektryczne rowery. Obecnie, najtańsze z nich kosztują ok. 4 tys. złotych. Cena lepszych modeli dochodzi nawet do 20 tys. zł. Jest to gadżet dla zamożnych mieszkańców wielkich miast, stąd nie dziwi opinia komentatorów, że planowane dopłaty to prezent dla mieszkańców warszawskiego Wilanowa i Jagodna we Wrocławiu, które masowo głosują na obecną władzę.
Programu dotacji “Mój rower elektryczny” zakłada dofinansowanie do połowy kosztów zakupu, ale jest limit. W przypadku standardowych elektryków będzie to maksymalnie 5 tys. zł, w przypadku rowerów cargo i wózków ze wspomaganiem elektrycznym — do 9 tys. Dofinansowania mają ruszyć od 2025 r. Program ma realizować Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska, ten sam, który odpowiada za dotacje do samochodów elektrycznych.
Samochody te wcale nie są bardziej ekologiczne od spalinowych. Wiadomo, że do ich produkcji potrzeba pierwiastków ziem rzadkich. Tymczasem według Chińskiego Towarzystwa Ziem Rzadkich, aby wyprodukować 1 tonę pierwiastków ziem rzadkich, wytwarza się 75 ton odpadów kwasowych i 1 tonę pozostałości radioaktywnych. Również energia wykorzystywana do produkcji samych baterii jest wysoce zanieczyszczająca środowisko, ponieważ większość jej nie pochodzi ze źródeł niskoemisyjnych.
Nawet jeśli założymy rozwój systemów energii odnawialnej to i tak pozostaje negatywny wpływ na środowisko. Wpływ akumulatorów litowo-jonowych, w porównaniu z konwencjonalnymi samochodami, jest kompensowany w ciągu 6 do 16 miesięcy przeciętnej jazdy (przy użyciu czystej energii) w USA lub 2 lat w UE. Dopiero Od tego momentu samochód elektryczny staje się lepszą ekologiczną alternatywą niż konwencjonalny samochód, oczywiście dopóki ich akumulator nie osiągnie końca swojego cyklu życia.
Według badań przeprowadzonych przez Międzynarodową Radę ds. Czystego Transportu (ICCT) w przemyśle samochodów konwencjonalnych 99% akumulatorów ołowiowo-kwasowych (takich jak te używane w samochodach napędzanych paliwami kopalnymi) jest poddawanych recyklingowi w USA.
Nie dotyczy to akumulatorów litowo-jonowych, które mają bardzo specyficzną mieszankę składników chemicznych i niewielkie ilości litu, co nie czyni z nich atrakcyjnej okazji rynkowej. Na przykład na rynku UE w 2011 r. zbierano tylko 5% litu, a reszta była spalana lub wyrzucana na wysypiska śmieci (co nie jest ekologiczne).
Dotowanie tak drogiego rozwiązania, jak samochody elektryczne, które nie są ekologiczne, a co więcej w naszym kraju niezbyt przydatne, bo nie mamy i długo mieć nie będziemy (o ile w ogóle) odpowiedniej infrastruktury służy jedynie producentom. W przypadku decyzji Donalda Tuska o dotacji do zakupu używanych aut elektrycznych dochodzi do tego polityka. Skąd bowiem te samochody używane pochodzą? Z Niemiec, gdzie mają problem, co z nimi zrobić.
Wiadomo bowiem, że najdroższa w samochodzie elektrycznym jest bateria, która w dodatku się najszybciej zużywa. Kupno więc takiego samochodu nie jest zbyt racjonalne. Jeśli będzie zachęta państwa, w wysokości nawet 40 tys. zł, może wielu jednak się na to zdecyduje. Nie jest to jednak w polskim interesie. Znowu jest to też prezent dla tego przysłowiowego Jagodna, którego mieszkańcy chcą mieć namiastkę luksusu i poczucia bycia ekologicznym.
W przypadku rowerów elektrycznych również można zapytać o to, kto na tym zarobi. Pieniądze te trafią prawdopodobnie do wąskiego kręgu firm, które zajmują się handlem tego typu pojazdami. Pytanie, dlaczego nie wesprze się kupna elektrycznych meleksów, hulajnóg, skuterów? Zapewne ich producenci nie byli tak skutecznymi lobbystami.
Polecamy również: Zatrzymano naćpanego dezertera z Ukrainy. Miał przy sobie fałszywe dokumenty
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!