Ukrainiec w wieku poborowym trudnił się w Polsce przemytem nachodźców, których odwoził z białoruskiej granicy do Niemiec. 29 lipca br. miał pecha. W trakcie kolejnego transportu trafił na kontrolę drogową zastawioną przez policjantów z Torunia. Nie zatrzymał się na wezwanie i dodał gazu. Policjanci zaczeli go ścigać oraz wezwali posiłki.

W trakcie pościgu Ukrainiec wyrzucił swój telefon komórkowy, jednak po ok. dóch kilometrach został zmuszony do zatrzymania się.

Rychło okazało się, że w przedziale ładunkowym kierowanego przez niego busa, znajdowało się 26 murzyńskich i azjatyckich nachodźców. Jak informuje hajnowska komenda policji, chodzi o obywateli Etiopii, Erytrei, Nepalu, Palestyny, Algierii, Somalii i Maroka. Wśród zatrzymanych osób, które nielegalnie przekroczyły polskie granice, było 20 mężczyzn i sześć kobiet.

Wszyscy zatrzymani zostali przekazani funkcjonariuszom Straży Granicznej. Policjanci zabezpieczyli też wyrzucony przez Ukraińca telefon. Według wstępnych ustaleń, przesiedleniec był członkiem zorganizowanej grupy trudniącej się przemytem ludzi.

Za pomoc w nielegalnym przekroczeniu granicy grozi kara do ośmiu lat pozbawienia wolności, a za niezatrzymanie się do policyjnej kontroli do pięciu lat.

NASZ KOMENTARZ: Młody Ukrainiec z pewnością doczeka się wieloletniego wyroku więzienia. Nie widzimy jednak sensu w utrzymywaniu go na koszt polskiego podatnika. Po wydaniu swoich szefów i zapłaceniu stosownej kontrybucji (np. w postaci spieniężenia busa), powinien zostać odesłany na Ukrainę i wcielony do karnej jednostki, która dokonuje “mięsnych szturmów” pod Kliszczeiwką. Jeśli przeżyje pół roku, można go zwolnić do cywila. Tylko taka metoda resocjalizacji spowoduje, że ten człowiek zrobi coś pożytecznego i już raczej nie wróci do przemytu.

Polecamy również: Policja złapała ukraińskiego złodzieja na gorącym uczynku