Tu też głucha cisza. Mamy niby teraz znowu okres wielkiej przyjaźni z Węgrami, ale w polskich massmediach – paradoksalnie – nie towarzyszy temu popularyzowanie tematyki węgierskiej – kulturowej, literackiej, historycznej, krajoznawczej, politycznej, nowszej i dawniejszej… Jest kilku rzeczywiście na tym polu zasłużonych autorów… i nie więcej. Na węgierskim stoisku na targach książki pytamy, czy są „Gwiazdy Egeru” Gárdonyi’ego. „Ooo, to ostatni raz wydawano najmniej piętnaście lat temu…”. Ktoś z publiczności czyni uwagę: „A kto dziś czyta takie rzeczy…?”. „Takie, czyli jakie?” – pytamy. Odpowiedzią – milczenie. Ekranizacja powieści nakręcona w czasach kadarowskich jest obecnie dostępna w internecie bodaj tylko we fragmentach.
Nawet w dziedzinie nowszej-politycznej już się nie zauważa, że partia pana premiera Viktora Orbána ponownie wygrała wybory, jakby to była rzecz już zwyczajna, nie wymagająca zastanowienia, podobnie jak następstwo dnia po nocy i odwrotnie.
Przecież Równo Sto Lat Temu Węgry, podobnie jak Polska i liczne inne kraje Europy przeżywały potężne zwroty i wstrząsy dziejowe, których skutki zaciążyły na owym ostatnim stuleciu i trwają do dzisiaj. Zawsze w takich przypadkach porównania i analogie aż się proszą, zwłaszcza że mowa tu o krajach nam sąsiednich, pod wieloma względami podobnych, od stuleci dzielących z nami raz słabiej, to znowu silniej powiązane losy w tej samej, wspólnej części Europy. „Polak – Węgier dwa bratanki…”. Więc nawet dzisiaj się o tym nie pamięta?
Czy jakiś polski hungarysta śledzi i polskiej czytającej publiczności podaje, jak sami Węgrzy, dzisiaj, w stulecie komunistycznej rewolucji na Węgrzech i będącej jej następstwem Węgierskiej Republiki Rad – marzec-sierpień 1919 r. – rozpoznają i wspominają tamten krótki wprawdzie, lecz przerażający okres swojej historii? Jak wspominają bezpośrednio go poprzedzający, lecz podobnie burzliwy okres przypadającej na koniec października i początek listopada 1918 r. tzw. rewolucji astrów, w następstwie której błogosławiony król Karol IV (Karol I, ostatni cesarz Austrii) ogłosił, iż „zaprzestaje uczestniczenia w prowadzeniu spraw państwowych”. Król i cesarz zatem nie abdykował – więc zachował się inaczej niż przed nim car Mikołaj II, kaizer Wilhelm II, a po nim król Hiszpanii Alfons XIII – lecz pomimo to na Węgrzech ogłoszono ustrój republikański, tak jak tamtej jesieni w Polsce, w Czechach, zatem i w Czechosłowacji, w Austrii oraz w Niemczech.
Nasuwa się też pytanie o ówczesne stosunki pomiędzy odradzającą się i opasaną wojnami Polską, a Węgrami, takoż opasanymi wojnami i w dodatku zbolszewizowanymi na czas przynajmniej owego półrocza.
Król Karol IV nie rezygnował ze swojego madziarskiego dziedzictwa i nieco później, bo w roku 1921, upominał się o nie na czele swoich wiernych poddanych. Przeszkadzał mu w tym admirał Miklós Horthy, który sam chciał rządzić krajem i swój cel osiągnął.
Jednak wróćmy do początków roku 1919. Jak bowiem rewolucyjna, lecz jeszcze przedbolszewicka Rosja miała swojego Kiereńskiego, zwanego „akuszerem bolszewizmu”, tak Węgry w czasie „rewolucji astrów” i w miesiącach po niej następujących miały hrabiego – tak! tak! – Mihály Károlyi’ego, postać, najłagodniej mówiąc, wciąż tajemniczą. Pod jego rewolucyjnymi rządami budapeszteńscy socjaldemokraci odwiedzili siedzących od kilku tygodni w więzieniu tamtejszych komunistów i zaproponowali, aby wspólnie utworzyć rząd prawdziwie rewolucyjny, czyli bolszewicki, taki jak w Rosji. I tak się stało.
Komunistyczna Partia Robotnicza Polski powstała w grudniu 1918 roku, Węgierska Partia Komunistyczna w listopadzie. KPRP nie udało się zdobyć władzy, ani w państwie, ani nawet w obszarze polskojęzycznej lewicy. A partia węgierska ledwie po kilku miesiącach swego istnienia w taki oto sposób władzę otrzymała, bez wystrzału – więc inaczej niż w Rosji, inaczej także, niż próbowała władzę zdobyć partia niemiecka, na jesieni roku 1918 i później. Co za komfortowa sytuacja!
Tak więc po hrabi Károlyim z dniem 21 marca 1919 r. do władzy przyszli węgierskojęzyczni bolszewicy. Nowy rząd przyjął nazwę Rewolucyjnej Rady Rządzącej.
W owej Radzie „odsetek komisarzy ludowych i zastępców komisarzy ludowych pochodzenia żydowskiego wahał się od 54 do 67 procent. Również na niższych szczeblach odsetek osób pochodzenia żydowskiego był znaczny. Z tego względu (…) Węgierska Republika Rad przez wielu uważana była za okres
Jednakże w tym, jak i w innych ówczesnych rewolucyjnych przypadkach kwestia żydowska wyjaśnia wprawdzie wiele, ale nie wszystko (że raz jeszcze przywołamy osobę Mihály Károlyi’ego i jego współpracowników). Skąd bowiem owa tak bardzo zdecydowana w omawianym tu okresie rewolucja węgierska brała swoje szersze i zarazem uświadomione kadry? A skąd je brała równoczesna, acz zaledwie wrząca tylko, lecz na cały kraj nie wybuchająca rewolucja polska?
Oto od lutego 1918 r., czyli od zawarcia przez Niemcy i Austro-Węgry obydwu Traktatów Brzeskich, masy wziętych uprzednio do niewoli przez Rosjan żołnierzy z armii państw centralnych zaczęto zwalniać do domu. Jedni się do domu śpieszyli, lecz inni nie, albowiem wielu z nich bolszewicka rewolucja się spodobała. Wojna wszakże tylko niektórych uszlachetnia, zaś bardzo wielu po prostu demoralizuje, a rewolucja jeszcze bardziej. Niedawni jeńcy wojenni mogli teraz, na rozległych obszarach do niedawna nieprzyjacielskiej Rosji, wchodzić nawet w skład wszechwładnych jaczejek bolszewickich lub gromadzić się w rewolucyjnych narodowych pułkach – niemieckich, polskich, węgierskich i innych. Przecież mordu na carze Mikołaju i jego rodzinie dokonało takie właśnie międzynarodowe komando.
Zresztą, Węgrzy byli w Rosji raczej lubiani, zwłaszcza malowniczy huzarzy, którzy w rękawach swych na ramiona zarzuconych wyszywanych kurtek nosili małe gęśliki i przygrywali na nich ogniste czardasze oszołomionym ruskim dziewuchom.
Dla bolszewików, chcących przecież rozlać rewolucję na całą Europę nadarzała się wyśmienita okazja, aby z owych cudzoziemskich wyszkolonych w wojennym rzemiośle mas rekrutować i szkolić agenturę, jaką zamierzano posłać i rzeczywiście posyłano do rozniecania rewolucji w krajach pochodzenia tychże niedawnych jeńców wojennych. Do grona takich najwyższej specjalności agentów należał też Béla Kun, po upadku węgierskiej rewolucji mianowany bolszewickim krwawym wielkorządcą na zdobytym Krymie, a następnie biorący udział w ponownym rozniecaniu rewolucji w Niemczech.
Tak więc na przestrzeni roku 1918 na Węgry powróciło kilkaset tysięcy wypuszczonych z rosyjskiej niewoli żołnierzy dawnej armii cesarsko-królewskiej, z których jakaś część uprawiała w swojej ojczyźnie zrazu agitację bolszewicką, a później też wprowadzała w życie sowieckie wzorce.
Jakiż to cud ochronił w tym samym czasie Polskę? Przecież nas od Wschodu, inaczej niż jest to w przypadku Węgier, nie osłania Łuk Karpat. W polskim przypadku owa większość żołnierzy wracających w roku 1918 ze Wschodu do domu spędziła była wojnę światową wprost w szeregach armii rosyjskiej, która jako pierwsza, już na początku 1917 roku, zaczęła ulegać rewolucyjnej anarchii. Przez rosyjskie (carskie) obozy jenieckie przeszli zatem mniej liczni Polacy, ci służący w armii niemieckiej i austriackiej.
Armia cesarsko-królewska w latach 1914-1915 obroniła Węgry przed prowadzoną poprzez Karpaty rosyjską inwazją. Natomiast wprost na ziemiach polskich toczyły się zmagania Wielkiej Wojny, ziemie te były przez kilka lat okupowane przez państwa centralne, Niemcy wywozili stąd wszystko, co uznali za użyteczne, lecz wcześniej uczynili tak Rosjanie, gnając w roku 1915 ponadto na Wschód rzesze polskiego ludu wysiedlanego z wiosek na obszarze zwłaszcza wschodniej Kongresówki.
I ten lud do Polski na przestrzeni roku 1918 też powracał, mniej chyba jednak agitując za rewolucją, a bardziej pomstując na bolszewików i na wielkie krzywdy przez nich szerzone. Na ziemie centralnej Polski uchodzili także liczni Polacy-kresowiacy, przed rewolucyjną zagładą. Lecz inni Polacy (podobnie jak liczni spośród Węgrów, Austriaków i Niemców) „robili” rewolucję w Rosji, i ją na bagnetach nieśli do Ojczyzny, już w pierwszych miesiącach roku 1919. Przecież w marcowych i kwietniowych bojach na Nowogródczyźnie – a na Węgrzech rządzili już wtedy tamtejsi bolszewicy! – Wojsko Polskie walczyło zaciekle przeciwko pułkom bolszewickim, pośród których były i te czysto „polskie”, czyli złożone z etnicznych Polaków-komunistów.
Wróćmy jednakże na rewolucyjne Węgry roku 1919. Na cały kraj rozjeżdżały się oddziały czerwonych siepaczy znanych tam jako „chłopcy Lenina” (sic!). Powołano policję polityczną zwaną Czerwoną Strażą. Nowa władza ruszyła wprowadzać „reformy”, na wsi i w mieście, na wzór tych w bolszewickiej Rosji. Jednakże zagrabionej właścicielom ziemi nie zamierzała ona dzielić pomiędzy chłopów, lecz zapowiedziała powstawanie gospodarstw wspólnych, państwowych, właśnie sowieckich. Takie posunięcie osłabiło impet rewolucyjny zarówno na Węgrzech w roku 1919, jak i rok później w Polsce, w trakcie sowieckiej inwazji.
Otóż właśnie… Najdalej na północny-wschód wysunięte obszary podległe rządowi zdominowanemu przez Węgierską Partię Komunistyczną były oddalone o najmniej 300 kilometrów od ówcześnie – połowa roku 1919 – najdalej ku południo-zachodowi wysuniętych placówek bolszewickiej Armii Czerwonej. A pośrodku rozciągają się Karpaty, których obronnego łańcucha kilka lat wcześniej nie udało się skutecznie sforsować nawet armii carskiej. Gdy rok później Robotniczo-Chłopska Armia Czerwona podejdzie do Lwowa, a jej komisarz polityczny Stalin oraz Budionnyj, jeden z najsprawniejszych dowódców, będą snuć plany ponownej rosyjskiej wyprawy za Karpaty, na Węgrzech władza komunistyczna będzie wprawdzie świeżym i bolesnym, lecz już tylko wspomnieniem.
Problemy z mniejszościami narodowymi miała Sto Lat Temu odradzająca się Polska, miało je także słabnące wówczas Królestwo Węgierskie. Już jesienią 1918 r. mające poparcie zwycięskiej Francji wojska zwłaszcza czeskie, serbskie i rumuńskie podjęły działania mające na celu oderwanie pokaźnych terenów od Królestwa Węgierskiego i przyłączenie ich do owych państw mających wkrótce wejść w skład profrancuskiej tzw. Małej Ententy. Na południu Serbowie wspierani byli czynnie przez Francuzów, których sztab na obszar Bałkanów znajdował się w Belgradzie.
Zachodnia Ententa najpóźniej w roku 1918 postanowiła potraktować Węgry surowo, jak przystało na kraj i naród pokonany w Wielkiej Wojnie; chociaż Węgier, tak po prawdzie, aż do czasów, o jakich tu piszemy, nikt przecież ani nie pokonał, ani nie najechał. Opanowanie po dniu 21 marca 1919 r. rządzonych z Budapesztu ziem przez komunistów miało dla Madziarów także ten zgubny skutek, że przez następne pięć miesięcy to oni (prawie) wszyscy traktowani byli jako rozsadnik bolszewizmu na obszarze panońsko-bałkańskim. Wspierane zaś przez zwycięzców Wojny Światowej narodowości niewęgierskie swoje pretensje terytorialne formułowane wobec Węgier mogły w nowej sytuacji śmiało łączyć z misją zwalczania rewolucji w tej części Europy.
Możliwości mobilizacyjne Węgierskiej Armii Czerwonej okazały się jednak mniejsze od oczekiwanych. Jednakże odniosła ona przejściowe sukcesy w walce z Czechami o Górne Węgry, czyli o Słowację, a także w walce z Rumunami na obszarach Kraju Zacisańskiego. Na Słowacji powołano nawet tamtejszą efemeryczną Republikę Rad – a to jest przecież, wprawdzie „za górami, za lasami, za dolinami”, lecz zarazem już nad samą południową granicą Polski! W roku 1919 węgierskie bojowe sztandary, jakie zawitały do tych krain, były jednak czerwone. Dodajmy, że trójbarwne – jak dziś – były one na przełomie lat 30. i 40. XX wieku, gdy Węgry na – jak się okazało – krótki czas drugiej wojny światowej odzyskały część Górnych Prowincji (Słowacji) oraz Siedmiogrodu, także Marmarosz (Ruś Przedkarpacką) w następstwie obydwu przeprowadzonych przez Niemcy i Włochy tzw. arbitraży wiedeńskich.
W tym samym czasie – latem i ku jesieni roku 1919 – odrodzone i zjednoczone Wojsko Polskie, jako główna na Wschodzie siła kontrrewolucyjna, bijąc rosyjskich bolszewików, a wcześniej Ukraińców, na północy dociera do Dźwiny, nad Berezynę, nad dolną Prypeć, a na południu na wschód poza Kamieniec Podolski.
Tak więc rosyjska rewolucja zostaje w tamtym czasie daleko odepchnięta od Karpat, zaś rewolucja wywołana na południe od Karpat, ta węgierska, nie ma znikąd pomocy. I to jest – powtórzmy – prawdziwie geopolityczna zasługa ówczesnego Wojska Polskiego.
Mające od mocarstw zachodnich wolną rękę wojska rumuńskie odparły węgiersko-komunistyczną ofensywę w Kraju Zacisańskim i skierowały się na Budapeszt. Komunistyczny rząd w końcu ustąpił w dniu 1 sierpnia 1919 r., a komisarze ludowi wraz z rodzinami natychmiast uciekli do Wiednia, przyjęci (sic!) przez tamtejsze nowe republikańskie władze.
Co się działo do jesieni tamtego roku? Panami sytuacji byli wtedy Rumuni, którzy swoją okupację Węgier rozciągnęli na zachodzie aż do Györ. W Budapeszcie, lecz i w niektórych innych miastach, usiłowały działać kolejne węgierskie – by tak rzec – postkomunistyczne gabinety, lecz także co najmniej jeden komitet otwarcie antykomunistyczny. Od południa zaś następowała kontrrewolucyjna Węgierska Armia Narodowa admirała Miklósa Horthy’ego, mająca za swój cel zarówno wyrzucenie wojsk rumuńskich, jak i wymierzenie sprawiedliwości funkcjonariuszom i zwolennikom niedawnego reżimu komunistycznego. Admirał Horthy musiał być jednak bardzo ostrożny, gdyż za Rumunami stała wszakże potężna zwycięska Koalicja Zachodnia, która wciąż szykowała się wobec nieomal bezbronnych w zaistniałej sytuacji Węgier do owego dyktatu, jakim stał się w następnym roku pamiętny traktat pokojowy z Trianon.
Rumuni, Węgrzy, Górne Prowincje, Kraj Zacisański, Siedmiogród itd. Po powyższej prezentacji nie mówcie już, że są to dla nas sprawy „odległe”. Jeśli tamto jest „odległe”, to co jest bliskie? Czy aby nie tylko ta przysłowiowa „nasza chata z kraja”?
Rzeczywiście, lata 1919-1920, dla Węgier ciężkie i wyniszczające, dla Rumunii były pomyślne. Przez pewien czas to wojska rumuńskie rządziły wszakże na znacznych obszarach Panonii (że o Siedmiogrodzie już nie wspomnimy), na Słowacji zawiązywały zaś one antywęgierską współpracę z wojskami czeskimi; a wszystko zgodnie z projektem francuskim dla tej części Europy.
W tym samym czasie – wiosna-jesień 1919 roku – polski Sztab Generalny, kierowany wtedy przez gen. (wówczas pułkownika) Stanisława Hallera (stryjecznego brata Józefa) także miał swoje plany wobec Rumunii, które udało się w pewnej mierze zrealizować. Otóż władze komunistycznej Węgierskiej Republiki Rad starały się zjednać sobie władze walczącej właśnie wtedy z Polakami na śmierć i życie, a przecież wówczas (prawie że przez Karpaty) sąsiedniej, acz nie komunistycznej Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej, podsyłając nawet Ukraińcom-Haliczanom trochę sprzętu wojennego. Chodziło o to, aby ci niekomunistyczni Ukraińcy się zagapili i z trzymanego wciąż przez siebie terytorium Galicji Wschodniej uczynili coś jakby pas transmisyjny, po którym odległa, póki co, rosyjska Armia Czerwona mogłaby wreszcie przyjść na pomoc węgierskiej rewolucji.
Przeciwko takiej rewolucyjnej ewentualności byli Rumuni, Polacy też. Polakom zależało ponadto, aby ktoś, czyli właśnie Rumuni, zagroził Haliczanom na tyłach. Stąd wzięła się współpraca wojskowa polsko-rumuńska polegająca na tym, że Rumuni za wiedzą polskiego Sztabu Generalnego zajęli w maju (Sto Lat Temu) swoimi wojskami Pokucie i trzymali je do jesieni 1919 roku. Trochę się tam przy tej okazji panoszyli, co wywołało skargi także tamtejszych Polaków.
Działo się to Równo Sto Lat Temu. Obchodzimy wciąż podobno Stulecie Odzyskania Niepodległości. I jak w przypadku setek ówczesnych wydarzeń, tak i w tej sprawie pytamy: Czy w witrynach księgarskich stoi jakaś źródłowa monografia pod tytułem, na przykład, „Rumuni na Pokuciu – z dziejów wojny polsko-ukraińskiej”.
W odpowiedzi usłyszymy: Co to za abstrakcja? Jacy znowu Rumuni? Co to za Pokucie? Jaka tam znowu wojna? Gdzie to w ogóle jest i co nas to obchodzi? Nas… dzisiejszych mieszkańców dzisiejszej Polski. Ano właśnie…
Wszystko to działo się w końcowej już fazie konferencji paryskiej wypracowującej traktat pokojowy z Niemcami. Obawiano się, że Niemcy mogą nie przyjąć zbyt ciężkich w ich opinii warunków i zdecydują się na zbrojne odebranie Wielkopolski. W tym celu strona polska musiała luzować niektóre dywizje walczące na wschodzie i przenosić je na zachód, w celu obsadzenia owej faktycznej, ale nie potwierdzonej jeszcze traktatowo linii granicznej z Niemcami. Na wschodzie więc zabrakło polskich wojsk, co ochoczo wykorzystali Ukraińcy, lecz byli tam też przecież owi współpracujący z nami Rumuni… Wszystkie te kraje i narody istnieją także dzisiaj (aczkolwiek w pozmienianych na przestrzeni minionego Stulecia granicach). Czy to jest aż tak bardzo skomplikowane?
Wiesław Helak w swojej niedawno wydanej powieści „Nad Zbruczem” akcentuje przybycie dość egzotyczne wrażenie wywołujących wojsk rumuńskich (Kraków 2017, s. 255). Sęk w tym, czy obszar rumuńskiej okupacji rzeczywiście rozciągał się w roku 1919 aż do tytułowego Zbrucza, wszakże lewego dopływu Dniestru.
Po tych polskich dygresjach wróćmy jeszcze, przyglądając się nadal wydarzeniom z roku 1919, czyli Sprzed Stu Lat, do sytuacji na Węgrzech z okresu po upadku tamtejszej Republiki Rad i okupacji (też) rumuńskiej. W zaistniałej sytuacji paryska konferencja pokojowa – gdyż traktat pokojowy zachodniej Ententy z Węgrami nie został jeszcze wtedy zawarty – podjęła w październiku interwencję dyplomatyczną, aby na Węgrzech zrobić jednak przynajmniej nieco miejsca także dla Węgrów, w imię pokoju światowego, oczywiście. Admirał Horthy dosiadając białego rumaka wkroczył więc na czele madziarskich wojsk do Budapesztu dopiero w dniu 16 listopada 1919 r.
Horthy chciał zostać regentem Królestwa Węgierskiego, aczkolwiek prawowity król Karol IV miał na ten temat inne zdanie. Lecz to już jest dalsza opowieść.
Marcin Drewicz, maj 2019
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!