Jak podaje portal pch24.pl w miniony weekend nowojorska policja aresztowała o. Fidelisa Moscinskiego CFR i kilku innych proliferów, w tym: Laurę Gies, John Hinsha oraz Matthew Connolly, którzy odmówili opuszczenia ośrodka aborcyjnego „All Women’s Care.
Obrońcy życia rozdawali róże kobietom, udającym się do centrum aborcyjnego z zamiarem uśmiercenia swoich dzieci poczętych. Błagali matki, by nie zabijały ich. Proliferów oskarżono o „utrudnianie działań administracji rządowej” drugiego stopnia.
Od września 2017 r. obrońcy życia prowadzą akcję ratunkową Red Rose Rescue. Polega ona na przekonywaniu kobiet – przy okazji wręczania róż – by nie uśmiercały swoich dzieci. Nawiązuje do skutecznej taktyki stosowanej, gdy rodził się ruch obrony życia, zanim jeszcze kongresmeni przyjęli ustawy o wolności dostępu do klinik (FACE), które wprowadziły surowe kary dla obrońców życia, ratujących dzieci poprzez fizyczne blokowanie wejść do obiektów aborcyjnych.
Chętnie do tej taktyki nawiązuje nieustraszona obrończyni życia z Kanady, Mary Wagner. Kobieta już wielokrotnie z tego powodu trafiała do aresztu. Ma za sobą kilka procesów i sześć lat spędzonych w więzieniu.
Mimo tych przejść, zawsze powraca przed ośrodki aborcyjne w Toronto i próbuje odwieść kobiety od brzemiennych w skutkach decyzji o zabiciu dziecka noszonego pod sercem.
Akcje ratunkowe amerykańskiej „Czerwonej Róży” niemal zawsze kończą się aresztowaniami i postawieniem zarzutów obrońcom życia. Często jednak zdarza się, że te zarzuty są wycofywane, zwłaszcza w sądzie federalnym.
Najsurowiej proliferów traktuje stan Michigan, wsadzając obrońców życia do więzienia, a nawet oskarżając niektórych z nich o przestępcze utrudnianie działań stróżom prawa. Nadgorliwość w ściganiu aktywistów w Michigan może tłumaczyć fakt, że prokuratorem generalnym w stanie jest lesbijka, która pozostaje w pseudomałżeństwie homoseksualnym.
Obrońcy życia wręczają – oprócz róż jako symbolu życia – także karteczki z informacją, że kobiety „zostały stworzone, by kochać i być kochanymi”, a dobroć, jaką posiadają jest większa niż trudności związane z ich obecną sytuacją. Proliferzy zwracają uwagę, że trudne okoliczności w życiu zmieniają się, zaś „nowe życie, choćby małe, daje obietnicę niepowtarzalnej radości.” Na drugiej stronie karteczki podawane są numery telefonów lokalnych ośrodków pomocy dla kobiet w ciąży.
Obrońcy życia przypominają także, że konieczne jest ratowanie tych, którzy są prowadzeni na śmierć, jak wskazuje Księga Przysłów 24, 11 i „ratownicy Czerwonej Róży” dostrzegają tę pilną potrzebę reakcji w celu obrony niewinnych dzieci oraz skonfudowanych matek.
Proliferzy w Nowym Jorku zostali aresztowani za działania, które miały zakłócić funkcjonowanie ośrodka aborcyjnego na około dwie godziny, wchodząc do środka i rozmawiając z kobietami. Ponadto siedzieli na podłodze, modląc się cicho i śpiewając pieśni.
– Ratunek Czerwonej Róży jest aktem dobroczynności dla kobiet, które z jakiegoś powodu czują, że muszą zabić swoje niewinne nienarodzone dzieci. Ci, którzy wzięli udział, byli gotowi podjąć ryzyko dla tych kobiet i ich dzieci – komentowała aresztowanie rzeczniczka grupy Lisa Hart. – Udamy się w te same miejsca, w których zabijane są nienarodzone dzieci i udzielimy pomocy matkom. Jeśli odmówią przyjęcia tej pomocy, nie wyjdziemy z ośrodków aborcyjnych, ale pozostaniemy w solidarności z bezbronnymi ofiarami uciskanymi niesprawiedliwością aborcji. Święta Matka Teresa z Kalkuty powiedziała, że jej praca polega na „wchodzeniu w ciemne dziury ubogich.” Ratunek Czerwonej Róży to akcja wchodzenia w „ciemne dziury ubogich,” mianowicie do klinik aborcyjnych, w których niewinni są odrzucani i w te „ciemne dziury” staramy się przynieść nadzieję, prawdziwy pokój i obecność Boga – dodała.
Aresztowani obrońcy życia stwierdzili, że grupa policjantów, która interweniowała przyznała, iż nie wiedzieli, że w ich sąsiedztwie jest ośrodek aborcyjny.
Źródło: pch24.pl
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!