„Kochanie, kochanie, ty przecież nic nie wiesz”. –„No co mam wiedzieć mój skarbie?” – spytałem od niechcenia. –„Jak to co? – no tak siedzisz przed tym telewizorem i tylko oglądasz powtórki jakichś idiotycznych meczów. Nawet maseczki nie założysz, aby iść kupić sobie piwo. Jak tak można żyć? Praca i replaye i replaye, nawet piwa to uczciwie nie wypije – co za aspołeczny typ.” Oj, pomyślałem, zaczyna się ostro, jak wchodzą w grę obce języki, to pewnie moja kochana jest naładowana i zaraz wybuchnie kolejną awanturą jak to jej jest źle i niedobrze, a „czarne parasolki” też jej nie rozumieją. Postanowiłem wkroczyć do akcji i wytrącić ją z toru samonakręcania się i spytałem – „Skarbie, co to są te replaye?”. Ona wystrzeliła jak karabin maszynowy – „Nie dość, że głupi, to jeszcze ślepy, zobacz, co masz napisane w rogu ekranu tego całego twojego telewizora!!! Ty bardziej kochasz te replaye niż mnie!!!!” – „Przestań skarbie, już to wyłączam, wstawiam wodę na herbatę, mamy jeszcze kawałeczek twojego pysznego ciasta i wszystko mi dokładnie opowiesz”.
Po chwili usieliśmy razem i aby nie rozdrażniać przeszedłem od razu do meritum sprawy: „Kochanie, co się wydarzyło? – co tobą tak wstrząsnęło? Czy coś się stało w pracy?” No i zaczęło się – „Nie nie w pracy, raczej po pracy – przyjechałam pod blok, a tam siedzi sobie na ławce Ania, ta moja przyjaciółka z ósmego piętra, bardzo smutna, ta ekspertka od mody. Spytałam, co znowu kolejne sklepy zamknięto? Ona z ponurą miną mi mówi nie – gorzej całą masę sklepów z fajnymi ciuchami rozwalono. To straszne”. – „Co Ty mówisz?” – „No tak jak pierdykło w tym Bostonie, to na Cyprze podobno było słychać”. Poprawiłem: – „W Bejrucie.” – „No co mnie poprawiasz, to na B i to na B, nie można się pomylić?” – „No dobrze już dobrze”. Ania pokazuje mi film na swoim smartfonie, a ja oczom nie wierzę. Ania powiedziała: – „Wiesz, masę sklepów fajnych jest zniszczonych i wiele wiele ludzi nie ma domów i jest sporo rannych”. Ja na to – „Aniu, co robimy w tym układzie? Przestań, chyba nie chcecie razem z Anią lecieć do Bejrutu, tam mają dość problemów przecież?” – „Nie, ale te czarne parasolki przecież nic nie potrafią zorganizować – tam są kobiety z dziećmi przecież na ulicy. One siedzą cicho, choć podobno walczą z niedolą kobiet – chyba my się same musimy za to zabrać z Anią i coś zorganizować.” – „No, ale co chcecie zrobić?” – „Jak to co? Nieść pomoc, bo przecież Hrabina Ordonka i jej dzieci sieroty znalazły tam pomoc, to teraz nasza kolej, żeby im pomóc.” – „No dobrze, powiedz jak to ma wyglądać, ta pomoc?”
– „No tak, plan jest taki – ja z tobą, a Ania ze swoim mężem natychmiast jedziemy do sklepu, żeby zakupić potrzebne niezbędne rzeczy. Umówieni jesteśmy za godzinę.” – „Czyś ty zwariowała? Ty wiesz, żebym zarabiał dziesięć razy tyle, co teraz co ja – mówię – i żebym był milionerem, to nie stać by nas było na pomoc całemu Bejrutowi”. – „No tyś chyba na głowę z pieca spadł w młodości” – odpowiedziała moja słodka żona. Kontynuowała – „Jedziemy do sklepu odzieżowego, bo muszę kupić nową sukienkę i buty pasujące do niej. Potem muszę kupić parę drobiazgów w drogerii, bo już wszystko mam przestarzałe.” Spytałem grzecznie – „Po co?” i zamiast wybuchu furii usłyszałem miłe słowa i znajome słowa – „No wiesz kochanie – my kobiety przecież dla was się ubieramy i to jak? Popatrz jak ubierała się Hrabina Ordon i będziesz wszystko wiedział – tak należy walczyć ze złem. No chyba na to nie pożałujesz twojej karty kredytowej”. No to co miałem zrobić? Przytaknąłem i spytałem: – „I co dalej?” – „Jak już będziemy z Anią zrobione na bóstwa to w sobotę i w niedzielę oblecimy kilka bloków, zbierając datki dla potrzebujących z Bejrutu – czyli koce ręczniki i środki opatrunkowe i niepotrzebne śpiwory. Ty z mężem Ani, zamiast oglądać te dziwaczne replaye usiądziecie z piwkiem waszym ulubionym przy komputerze i coś tam jakąś odezwę napiszecie, aby przekazywać datki na ten cel do Czerwonego Krzyża. A to, co uzbieramy z Anią, zawieziemy w poniedziałek do Czerwonego Krzyża. I co ty na to mój Matołku? My Warszawianki i Polki w całej Polsce wiemy co to bieda i na pewno wszystkie się weźmiemy do pracy – oczywiście oprócz tych ideologicznych, co końca z końcem nie umieją powiązać. My jak te Hrabiny Ordonki ruszymy do boju elegancko ubrane, a co tak przecież trzeba, bo to nasza jest tradycja – potrzebującemu pomóc!!!”
I jak tu nie kochać tych naszych Polek? – powiedzcie sami.
Jan Bartoszewski.
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!