W ubiegłym roku w całej Polsce policjanci CBŚ zlikwidowali 61 dużych i w pełni profesjonalnych plantacji marihuany. Blisko 80 proc z nich założyli i kontrolowali Wietnamczycy. W samej tylko okolicy stolicy takich plantacji kontrolowanych przez azjatycką mafie odkryto aż 16.
– W ciągu ostatnich dwóch lat bardzo wiele plantacji konopi indyjskich zlikwidowanych przez policję, było prowadzonych przez osoby narodowości wietnamskiej. Sposób ich funkcjonowania może wskazywać, że mamy do czynienia z próbą rozwinięcia tego procederu na większą skalę i mogą za tym stać te same osoby. Rozpracowywanie takich upraw to jeden z priorytetów Centralnego Biura Śledczego– mówi mł. insp. Mariusz Sokołowski, rzecznik polskiej policji.
Wietnamskie gangi mogą produkować w Polsce nawet kilka ton marihuany rocznie. Na terenie naszego kraju działa także, co najmniej 100 nie wykrytych dotąd plantacji. Policyjny wywiad wskazuje, że wytwarzana przez Azjatów marihuana nie trafia na polski rynek. Przynajmniej nie bezpośrednio od producentów. – Azjaci nie utrzymują kontaktów z polskimi grupami przestępczymi. Całość ich produkcji jest wysyłana poza granice naszego kraju. Głównie do Holandii czy Niemiec. Tam hurtownicy sprzedają ją po całej Europie, w tym polskim gangom – opowiada Sebastian Michalkiewicz, naczelnik warszawskiego zarządu CBŚ.
Wietnamska marihuana wytwarzana w Polsce cieszy się dużym uznaniem wśród europejskich narkogangów. Wszystko za sprawą bardzo wysokiej zawartości THC (substancji psychoaktywnej w trawce), której zawartość przekracza 20 proc. Dla porównania, marihuana, jaką w latach 60. palili hippisi zawierała ok. 5-7 proc. THC. Tak wysoka moc narkotyku, to efekt wieloletnich modyfikacji genetycznych roślin uprawianych przez wietnamskie triady. Najprawdopodobniej prace nad „podrasowanymi” roślina prowadzone są w m.in. w Czechach, skąd pochodzi większość wysyłanych do Polski sadzonek konopi.
Jednocześnie triady opracowały bardzo wydajne metody upraw. Zbierają plony po ośmiu, góra dziesięciu tygodniach. To pozwala na pięć do sześciu narkotykowych żniw w ciągu roku! W dodatku Azjaci oferują swój towar za ceny znacznie niższe niż inne gangi działające w Europie.
Co ciekawe, azjatyckie gangi, które zarabiają na swoich plantacjach nawet dziesiątki milionów dolarów rocznie, jak dotąd nie miały żadnych problemów z nadwiślańskimi gangami. Nie opłacają się im ani nawet nie dostarczają towaru. Nie doszło także w ostatnich latach do żadnej siłowej konfrontacji między polskimi, a wietnamskimi przestępcami. I to nie dlatego, że polscy przestępcy zawarli z Wietnamczykami pakt o nieagresji, ale z bardziej prozaicznej przyczyny. Polscy przestępcy, którzy mają swoich informatorów w konkurencyjnych rodzimych grupach, w przypadku Azjatów są bezradni. To efekt bariery językowej oraz kulturowej, a przede wszystkim silnej hermetyczności środowiska emigrantów z Azji i wywodzących się z niego organizacji przestępczych. – Z tego samego powodu i my mamy problem z wietnamskimi plantatorami. Nie sposób wprowadzić tam policjanta pod przykryciem. Ale ten sam problem mają także policje w Europie czy takie potęgi jak FBI bądź DEA. To bardzo hermetyczne środowisko. Pozostają więc klasyczne techniki operacyjne: podsłuchy czy śledzenie wytypowanych osób – wyjaśnia oficer komendy głównej policji.
Policja ma kilka sposobów na wynajdowanie plantacji. Najprostszy to wyszukiwanie miejsc, w których jest duże zużycie prądu. Uprawy konopi pochłaniają bowiem znaczne ilości energii. Policjanci wykorzystują więc analizy z elektrowni i tak docierają do plantacji. Przestępcy starają się przed tym chronić np. podłączając się bezpośrednio do sieci elektrycznych lub firm, które zużywają dużo prądu. Zdarza się, że plantatorzy korzystają z generatorów. Od jakiegoś czasu policjanci wykorzystują kamery termowizyjne do wyszukiwania posesji zużywających ogromne ilości energii. Tak wychwytuje się uprawy w Wielkiej Brytanii.
Mechanizm działania wietnamskich plantatorów jest zawsze taki sam. Najpierw gangsterzy wynajmują na podstawione osoby odpowiednio duże posesje. Podszywając się np. pod przedstawicieli dużych azjatyckich firm potrafią za pośrednictwem agencji nieruchomości wynająć od razu kilka posiadłości. Gangsterów interesują nierzucające się w oczy posesje na uboczu okolic dużych miast. Wynajęty dom zostaje od razu całkowicie przerobiony na halę fabryczną. – Z takiej posiadłości usuwane są wszystkie meble, często także wyburzanych jest część ścian. Wszystko po to, aby zmaksymalizować uprawy. Każde pomieszczenie zostaje dostosowane do produkcji. Nie ma tam wolnych przestrzeni – opowiada oficer CBŚ.
Do odpowiednio przerobionych domów sprowadzany jest sprzęt: profesjonalny system ogrzewania, nawadniania czy wentylacji. Do tego dochodzą nawozy i specjalistyczne odżywki. Sprzęt ten można kupować legalnie i nie ma nad nim żadnej kontroli.
Gdy wszystko jest gotowe, do domu wprowadzani są „ogrodnicy”. Liczba pilnujących upraw nie przekracza kilku osób, choć najczęściej są to dwie osoby na dom. Często są specjalnie sprowadzani do Polski tylko do obsługi plantacji. Wielu z nich jest w naszym kraju nielegalnie. – Ci ludzie zarabiają ok. 1000 dolarów za 4-6 miesięczne doglądanie upraw. Większość z nich nawet nie wie, że bierze udział w przestępstwie. Oni mają wykonywać określone czynności i niczym się nie interesować. Często są zamykani w domach-plantacjach od zewnątrz, mając do dyspozycji toaletę oraz małą sypialnię. Ich „opiekun” dowozi im regularnie jedzenie – opowiada oficer wydziału antynarkotykowego CBŚ.
Po żniwach, towar zabiera gangster niższego szczebla i prawdopodobnie od razu narkotyk wysyłany jest na Zachód.
Wietnamskie gangi narkotykowe trafiły do Polski z Czech. U naszych południowych sąsiadów Azjaci pojawili się po przenosinach z Węgier, gdzie często padali ofiarami rasistowskich ataków. W Czechach stworzyli bardzo dobrze zorganizowaną i wydajną sieć plantacji konopi indyjskich. Tylko w 2009 r. stracili tam ok. 100 tajnych upraw. Gangi zdecydowały się więc przenieść część interesów do Polski. Tym bardziej, że w naszym kraju jest bardzo liczna diaspora wietnamska. Wśród kilkudziesięciu tysięcy uczciwie i ciężko pracujących emigrantów, łatwo było ukryć przestępczą działalność kilkudziesięciu poważnych gangsterów oraz kilkakrotnie liczniejszej grupy ich pomagierów.
Ekspansja triad na Europę Wschodnią wiązała się także z sukcesem plantatorów w Wielkiej Brytanii. Od blisko pięciu lat gangi z Wietnamu zajmują dominującą pozycję na rynku produkcji marihuany na Wyspach. Tam też zakładają fabryki trawki w wynajętych domach na przedmieściach miast.
Azjatyccy gangsterzy niosą ze sobą także inne zagrożenie. Często gangi nie płaciły za prąd, zostawiając właścicielom posesji kolosalne rachunki za energię. Policja ostrzega, że również w Polce mogą stosować takie metody. A szansa na odzyskanie od gangsterów tysięcy złotych za prąd i za remont zniszczonego domu praktycznie jest zerowa.
Źródło: tvp.info
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!