„Więc żyj z całych siły (…) i uśmiechaj się do ludzi” – myśl przewodnia nie tylko tej rozmowy, ale też chyba motto życiowe Darka. W dzisiejszym zwariowanym świecie wcale nie tak często posyłamy sobie wzajemnie dobrą energię, a On robi to w sposób najpiękniejszy… bezinteresownie. Przykładem może być fakt, iż dowiedziawszy się o organizowanej przeze mnie akcji zrzutkowej, szybko zagregował, proponując zagranie koncertu on-line (w tym czasie w Wielkiej Brytanii trwał jesienny lockdown). Takie odpowiedzi na czyjąś potrzebę pomocy wcale nie zdarzają się zbyt często, ale ja chyba mam szczęście do dobrych ludzi wokół mnie…
Dariusz Wudkowski to multiinstrumentalista, tekściarz, aranżer, który doskonale odnajduje się w klimatach blues rocka, ballady i poezji śpiewanej. Od roku 2014 wydał już trzy płyty: Obłuda (2014) – debiut, Odsłona (2018) – projekt realizowany przy współpracy z polskimi i brytyjskimi muzykami, GedrekDi (2020) – nastrojowy i refleksyjny krążek, zawierający teksty własne, a także malarza i poety Andrzeja Doruchowskim vel gedrekdi; autorem muzyki jest oczywiście Darek.
Przymusowa wiosna w domu… Jakieś pozytywne strony?
Podczas lockdownu nie mogłem wykonywać swojej pracy, zatem rzeczywiście zostałem w domu. Szczęśliwie mamy piękny ogród, w którym spędzaliśmy dużo czasu. Zrobiłem swój własny warzywnik, z kolei Ania pielęgnowała swoje kwiaty. Mieliśmy co robić…
A muzyka i tworzenie tekstów?
To oczywiście działo się równolegle. Pisałem nowe utwory, jednak natężenie tej mojej aktywności twórczej nie uległo zmianie ze względu na lockdownowy tryb życia, czyli przypływ wolnego czasu.
Pandemia, koronawirus, lockdown – czy to wszystko odbiło się na Twoich tekstach i kompozycjach?
Nie przejąłem się tym za bardzo. Uważam, że wiele w tym wszystkim kreacji. Nie chcę mówić o fikcji… Uważam, że lockdown to zamach na wolność człowieka. Z jakiegoś powodu została zachwiana gospodarka – w tym kulturowa. Nie dość, że prawdziwa sztuka upada bez pomocy wirusa, to jeszcze się ją dobija, zabierając przestrzeń, w której funkcjonuje – i tak już coraz bardziej niszowo. Wszystko to powinno się jak najszybciej skończyć.
Jeśli chodzi o teksty, będące reakcją na pandemię, to zdarzało się, że pisali do mnie ludzie i pytali, prosili o nie, jednak ja mam wiele utworów, które zawierają uniwersalne przesłania, idealne również w zaistniałych okolicznościach, więc nie czułem potrzeby tworzenia piosenek okolicznościowych.
Twoje teksty są refleksyjne, pełne zadumy nad światem i kondycją moralną naszego społeczeństwa…
Wydaje mi się, że tak właśnie jest. Chyba są po prostu życiowe…
Od dawna piszesz, komponujesz?
Grać i śpiewać zacząłem w ósmej klasie podstawówki, choć nie od razu było to na poważnie. Chyba rok 2002 ma jakieś istotne znaczenie, jeśli chodzi o pisanie i komponowanie.
Czy pandemia pokrzyżowała Twoje plany artystyczne?
Zdecydowanie tak. Tuż przed lockdownem wyszła moja trzecia płyta GedrekDi. Miałem zaplanowane liczne koncerty w Polsce – w około dwudziestu miastach (w klubach, parkach, zamkach). Niestety przyszła informacja o wirusie, następnie lockdown i wszystko przepadło. Od wiosny nie koncertowałem ani w Anglii ani w Polsce. Zatem… wyszła płyta, o czym pojawiła się informacja w mediach. W radiu puszczane są utwory, ale występów na żywo nie ma. To jest… straszne.
Ale… jakaś namiastka koncertowania miała miejsce w Sieci?
Miałem dwa recitale na live streamie w ramach akcji Zostań z muzyką zorganizowanej przez Polską Fundację Muzyczną. Jej celem była pomoc artystom w tych trudnych czasach. Nie ma tego materiału na moim profilu na FB, ale z pewnością można dotrzeć do nagrań na stronie Fundacji.
W radiowej Trójce Tomasz Kopeć z PFM o akcji tej mówił: „Branża muzyczna ma możliwość, której nie mają wszystkie inne. Można być aktywnym artystą bez bezpośredniego kontaktu z publicznością”. Jest w tym prawda?
To nie to samo. Kontakt na żywo z publicznością jest bardzo ważny. Zupełnie inaczej jest być gdzieś na scenie, a być w domu. Jest się samemu, bez innych muzyków. Do tego dochodzą potencjalne i realne (śmiech!) problemy z połączeniem, albo inne wpadki techniczne – np. jak przy koncercie dla Kasi Dominik, kiedy wysunął się kabelek… Nie można oddać tak samo emocji. Dom to dom, scena to scena.
Czyli z wielkim oporem podchodzisz do koncertowania w Sieci?
Tak. Oczywiście ludzie piszą, żebym zagrał, ale ja wolę ten czas poświęcić na komponowanie. Kiedy skończy się to szaleństwo, będą koncerty. Ale też jednocześnie kompletuję sprzęt, który ewentualnie będzie przydatny na live streamach.
Ponadto granie koncertów to także zarabianie pieniędzy na życie i tutaj mam wielki żal do polskiego rządu, który poskąpił pomocy muzykom mniej znanym. Życie z tantiem nie jest możliwe. One oczywiście przychodzą, ale są to niewielkie kwoty. Artyści wystosowali pismo do Ministerstwa Kultury o jakiś zastrzyk finansowy również dla tych mnie popularnych wykonawców. Bardzo to jest przykre, że nie są oni się nie liczą. Powinno brać się pod uwagę aktywność i bycie twórczym, a nie tylko popularność.
Twoja recepta na przetrwanie lockdownu?
Spędzić go razem. Ja i moja rodzina rozumiemy ten dany nam czas… Traktujemy go jako znak, może od Boga, żeby pobyć ze sobą. Zawsze tylko praca i praca, mijanie się. Codzienne rytuały, systemowe życie… I nareszcie przyszedł czas, kiedy można się zatrzymać, spojrzeć na siebie rano, popołudniu, wieczorem. Jest to szansa na odnowienie relacji z partnerem, z dziećmi.
A jeśli ktoś jest sam?
Może dla takiej osoby to czas na odnalezienie w sobie danych pasji i zajęcie się nimi na nowo… Nie należy skupiać się na złych stronach a na pozytywnych!
autor: A. Kuchnia-Wołosiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!