Pochylając się nad historią rozwoju polskich wojsk spadochronowych, najczęściej mamy przed oczami heroizm żołnierzy 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej pod dowództwem generała Stanisława Sosabowskiego. Mało jednak osób zdaje sobie sprawę, że początki rozwoju tego rodzaju sił zbrojnych sięgają okresu pokojowych lat II Rzeczypospolitej, a mianowicie roku 1936. Wówczas to w Szkole Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej postawiono pierwszą wieżę spadochronową. Rok później specjalny kurs spadochronowy ukończyło 50 podchorążych, którzy na koniec nauki wykonali desant na plac ćwiczeń w Ostrowi Mazowieckiej[1]. Dwa lata później takie wieże wybudowano w kilkunastu innych miastach polskich. W związku z coraz większym zagrożeniem zajęcia Wolnego Miasta Gdańska przez niemieckie siły zbrojne pod wodzą Adolfa Hitlera, w maju 1939 roku w Bydgoszczy rozpoczęto pierwszy i jedyny zrealizowany kurs spadochronowy w ramach Wojskowego Ośrodka Spadochronowego. W prasie okresu II wojny światowej, wydawanej w Wielkiej Brytanii, opublikowano w 1942 roku przeżycia z tego okresu jednego z członków kursu.
Jak wspominał uczestnik kursu Eugeniusz Jurewicz, pierwsze dwa tygodnie w Bydgoszczy zajęło szkolenie na ziemi:
(…) Przerabiamy „trapez”, składanie spadochronów, wieżę spadochronową. Zapoznajemy się z pierwszymi polskimi pistoletami maszynowymi „Mors”. Przechodzimy ćwiczenia z miną ppłk. sap. St. Dokonywamy prób ze zrzucaniem materiałów wybuchowych, osiągając nader pomyślne wyniki: tornister z trotylem i dunitem, zrzucony z wysokości 300 m. nie zdetonował. Mamy również dwa loty „oswajające” Bydgoszcz- Inowrocław- Toruń -Bydgoszcz[2].
Największe wrażenie na upieczonym spadochroniarzu wywierał bez wątpienia pierwszy skok samolotu. Wspomniany oficer, opisując ten lot, zapisał:
(…) Z rana meldujemy się na lotnisku. Nakładamy polskie kombinezony lotnicze z grubego brezentu. Każą nam na lince przywiązać noże składane „na wszelki wypadek”. Służyły one do ucięcia linek spadochronu, gdyby zaczepił się o samolot (…) Spod oka oglądam moją grupę – Wszystko kaprale-saperzy, chłopy jak dęby. Panuje spokój; niekiedy słychać żarty (…) Stajemy w ogonku przed drzwiami samolotu. Skok ma być pojedynczy na rozkaz (…) Stoję na przedzie i mam skakać pierwszy. Wychyliłem głowę i … zobaczyłem w dole pociąg, jak czarną gąsienicę. Coś z boku potężnie dmuchnęło; przez chwilę widziałem kolejno raz niebo, raz ziemię. Coś strzeliło z hukiem; poczułem szarpnięcie – i … nareszcie spokojnie wiszę, a raczej siedzę. Pode mną las, ale to bajka -grunt, że mam pod sobą coś stałego[3].
Do zadań, jakie stawiano przed nowym w Wojsku Polskim rodzajem broni należały umiejętność przeprowadzenia desantu na tyły wroga i dokonanie określonych zniszczeń. Jak wspominał podporucznik Egeniusz, przeprowadzono ćwiczenia w tym zakresie m.in. w miejscowości Grzeczna Panna pod Nakłem i miejscowości Tłuszcz. Ten drugi desant wykonano 2 sierpnia 1939 roku. Jak wspominał,
(…) desant ten przekonał w pełni nasze władze o skuteczności tego rodzaju akcji. Dowódca kompanii kolejowej saperów złapał się za głowę na widok dokonanych zniszczeń: zamiast mostu- kupa gruzów; tor poszczerbiony i porwany na odcinku jednego kilometra; linia telefoniczna zlikwidowana zupełnie[4].
Zdając sobie sprawę z bohaterstwa polskich żołnierzy, walczących pod dowództwem generała Sosabowskiego, musimy pamiętać, że elita tej jednostki zdobywała swoje doświadczenie nad polskim niebem, co jest niezbitym dowodem, że ówcześni wojskowi polscy przejawiali zainteresowanie nowymi rodzajami wojsk.
Krzysztof Żabierek
[1]T. Rożewski, Spadochroniarstwo w Polsce, Co słychać: tygodnik zawierający streszczenia książek i artykułów, 1943, nr 31/32, s. 7-12.
[2]E.Jurewicz, Wczoraj, dziś i jutro. Wspomnienia bydgoskie, Polska Walcząca, 1942, nr 11, s.2.
[3]Tamże, s.2.
[4]Tamże, s.2.
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!