Jak możemy przeczytać na portalu pch24.pl ruch „żółtych kamizelek” przedstawił listę swoich kandydatów do wyborów europejskich. Na czele z znajduje się Ingrid Levavasseur, opiekunka chorych z departamentu Eure, która z czasem stała się jedną z głównych twarzy protestu.
Lista wyborcza nazwa się „Połączenie inicjatyw obywatelskich” (RIC). Obecnie znajduje się na niej 10 kandydatów, ale do 10 lutego sprawa obsady 69 miejsc pozostanie otwarta.
– Pomysł utworzenia listy polegał na tym, by znaleźli się na niej ludzie, którzy uczestniczą od początku w tej mobilizacji, a nie technokraci. Odmówiliśmy już wielu znanym osobistościom – zapewnia w Le Figaro Hayc Shahinyan, również znany aktywista ruchu, który będzie pełnić funkcję dyrektora kampanii.
– Nic bardziej skutecznie niż wybory europejskie nie pozwoli nam przedstawić naszych żądań. Lista nie przeciwstawia się ruchowi społecznemu, jest komplementarna – wyjaśnia Shahinyan.
Aby uczestniczyć w wyborach potrzebne są środki finansowe w wysokości, wedle szacunków, od 700 do 800 tys. euro. Obecnie ruch dysponuje 10 proc. tej sumy. „Żółte kamizelki” planują jednak wystosowanie apelu do społeczeństwa o finansowe wsparcie ich kampanii wyborczej.
Według najnowszych sondaży, lista „żółtych kamizelek” może liczyć na 13 proc. poparcie, plasując się na trzecim miejscu po Republice w Marszu (REM) Marcona i Zjednoczeniu Narodowym (RN) Marine Le Pen.
Pomysł startowania „żółtych kamizelek” w wyborach europejskich został dobrze odebrany przez centroprawicowych Republikanów (LR). Tej inicjatywy pogratulowali im: senator Bruno Retailleau i deputowany Christian Jacob.
– To jest gra demokracji, gratuluję im i wspieram w tym – mówił w telewizji France 2 Retailleau. – Będą potykać się o przeszkody, oczywiście nie będzie to łatwe, będą krytykowani, ale w demokracji toczy się debata – i bardzo dobrze, ale w pewnym momencie, to musi skończyć się przy urnach – wskazywał senator.
Christian Jacob, szef grupy parlamentarnej Republikanów, stwierdził w telewizji CNews, że „jest to dobra inicjatywa”. – Począwszy od momentu kiedy domaga się czegoś w imieniu narodu, co czynią „żółte kamaizelki”, które mówią: „jesteśmy narodem”, cóż, musimy się temu poddać, to jest reguła demokracji – przekonywał deputowany.
Rzecznik prasowy rządu Benjamin Griveau uznał inicjatywę powołania listy „żółtych kamizelek” za „interesujący proces”.
– Każdy w naszym kraju ma prawo do ukonstytuowania listy, wnoszenia swoich pomysłów. Ja wolę urny i odkryte twarze, niż ukrywanie się pod anonimowymi pseudonimami na portalach społecznościowych lub w kominiarkach na agresywnych manifestacjach – deklarował Griveau.
– Jestem zadowolony, że ci, którzy założyli żółte koszulki, zdejmą je mówiąc: „przedstawimy listę w wyborach i nasze propozycje z konkretnym projektem, z czym namacalnym, o którym wyborcy będą mogli się wypowiedzieć” – wyjaśniał rzecznik prasowy rządu.
Słyszy się głosy, że lista „żółtych kamizelek” jest przede wszystkim na rękę Emmanuelowi Macronowi, bo pozwoli ona mu na rozbrojenie ruchu i zakończenie protestów. Stąd tak dobrze inicjatywa jest widziana przez rząd.
A co wy sądzicie na ten temat? Czy istnieje możliwość połączenia sił “żółtych kamizelek” z Frontem Narodowym pod wodzą Marine Le Pen? Piszcie w komentarzach.
Autor: Franciszek L. Ćwik
Źródło: pch24.pl
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!