Gotowi byliby przełamać (tym razem na własną rękę) graniczne szlabany na Odrze i wielką, zmechanizowaną tyralierą – lądową, morską i powietrzną – dokonać najazdu na Polskę, podobnie jak Niemcy we wrześniu 1939 roku. Po nienależne dobra majątkowe. Gdyby tylko nasz kraj na chwilę zamienił się granicami z państwem palestyńskim, o polskim losie decydowałby korpus pancerny Izraela oraz broń atomowa jaką to państwo posiada. Wtedy niepotrzebne byłyby zabiegi dyplomatyczne diaspory żydowskiej w Kongresie amerykańskim (ustawa nr 447, 1226) i pytanie o zgodę na wtargnięcie w granice wolnej Polski. Tego rodzaju spostrzeżenie nasuwa się samo przez się, kiedy widzi się ten bezpardonowy atak – wymierzony z taką intensywnością i zakłamaniem przeciwko narodowi polskiemu – pod kątem niesłusznie przypisywanej współodpowiedzialności za dokonany holokaust na Żydach przez Niemcy hitlerowskie, w okresie 1939-1945. Ale szturm ten jest na tyle wymowny, że ujawnia prawdziwe intencje jakie drzemią w niereformowalnych umysłach zwolenników permanentnego życia cudzym kosztem. Dlatego znacznie przyjemniejszy jest widok żerującego stada wróbli, kiedy z apetytem wydziobuje wykruszone ziarno na podwórzu gospodarza, aniżeli bezradnie wpatrywać się w piracką biesiadę szpaków w sadzie dojrzałych czereśni.
Ta skądinąd niewielka różnica strat z udziałem pospolitego ptactwa pokazuje, gdzie leży granica dopuszczalności i zgody ze strony wolnego człowieka (przedstawiciela danego narodu) na dzielenie się z potrzebującymi, niezależnie od innych (może równie ważnych) uwarunkowań jakie przewiduje natura dla podtrzymania liczności gatunków zwierząt oraz zachowania bioróżnorodności w przyrodzie. Niemniej jednaj sedno tego problemu (pasożytnictwa) tkwi tylko w naturze ludzkiej, niezdolnej do pogodzenia się z równością stron względem obowiązujących zasad wynikających chociażby z dobrego obyczaju. Przedwojenne sąsiedztwo polsko-żydowskie na terenie Rzeczypospolitej wielokrotnie pokazało więcej niesnasek i pretensji ze strony niesfornych Żydów, przejmujących kontrolę nad coraz większymi obszarami handlu i bankowości, jakby chodziło im tylko o prawo przed innymi narodami do wyłącznej degustacji słodkich fruktów, a nie świadczenie żmudnej, codziennej pracy rzemieślniczej. Tej nietypowej skłonności, z ludzkiego punktu widzenia, nie byli w stanie wyzbyć się przez lata niemieckiej okupacji oraz doświadczenia od Niemców zbrodniczego Holokaustu; ani później, po II wojnie światowej – widząc kolejną szansę osiągania dobrobytu w utrwalającym się komunizmie na Wschodzie Europy (ZSRR), obejmującym kolejne kraje środkowo-europejskie sprzymierzone militarnie w tzw. Układzie Warszawskim (1955), jak tylko na dobre zaczął być realizowany plan podziału politycznych wpływów Wielkiej Trójki: USA, ZSRR i Wielka Brytania, ustalony na trzech konferencjach międzynarodowych – kolejno: teherańskiej (1943) oraz jałtańskiej i poczdamskiej (obie w 1945), na których omówiono wojenne zobowiązania sojusznicze oraz nakreślono kształt przyszłego porządku światowego po pokonaniu państw Osi: Trzeciej Rzeszy, Włoch i Japonii.
Okupowanej Polsce po 1945 roku przypadł wariant wspomnianego sadu czereśniowego. Kraj musiał borykać się z natarczywością “żółtodziobów w czarnych płaszczach” (żydowskich? komunistów zaprawionych w kolaboracji i służalczości na rzecz ZSRR) co całymi stadami potrafili obsiąść urodzajne drzewa i zeżreć wszystko co jeszcze na gałęziach dyndało. Ileż to razy w ciągu dnia biedny rolnik, z polskiej wsi, wybiegał boso z chałupy, chwytał za byle jaką szmatę i rozpaczliwie wymachiwał nią we wszystkie strony, żeby tylko odpędzić najemników (sołdatów) od swojego obejścia. Wtedy też była to walka na śmierć i życie. Tropieni byli najtwardsi patrioci polscy, zwani dzisiaj “Żołnierzami Wyklętymi”, jako niezłomni i nielękliwi, prawie ludzie-wilki. Zbliża się właśnie kolejna rocznica: 1 marca, upamiętniająca triumf żołnierskiej odwagi nad tchórzliwością oprawców komunistycznych. Stąd pewnie wzięła się ta złość środowisk żydowskich uderzająca w nowelizację ustawy o IPN, żeby nie karać za rozpowszechnianie kłamstw o Holokauście – tj. wojennych oszczerstw przeciwko Polsce i Polakom, jako pierwszym ofiarom niemieckiego terroru i zdradzieckiego bolszewizmu-stalinizmu.
Skoro przez całe dziesięciolecia powojenne niekaralne było wydawanie fałszywych wyroków przez komunistycznych zbrodniarzy (sędziów, prokuratorów) na niewinnych – bo zasłużonych – przedstawicielach organizacji podziemnych (szczególnie weteranach AK) oraz NSZ, tym bardziej teraz nie do przyjęcia jest – według najhałaśliwszej grupy potomków dawnych sługusów i kolaborantów sowieckich – jakakolwiek pamięć lub forma zadośćuczynienia za te niekwestionowane, ohydne mordy na Polakach. Nie ma tu nic do rzeczy rola Trybunału Konstytucyjnego, orzekającego już w nowym składzie osobowym, i oceniającego intencje polskiego ustawodawcy (poprzez rozpatrzenie weta prezydenta Dudy do nowelizacji tej ustawy), zatroskanego w pierwszej kolejności o polski punkt widzenia tego problemu – i broniącego może po raz pierwszy tak zdecydowanie dobrego imienia Polski na arenie międzynarodowej. Z pewnością udział TK w tym procesie ma na celu (co jest słuszne) formalnoprawne odparcie wątpliwej i krzywdzącej oceny, deprecjonującej polskie stanowisko w tym zakresie, jaką rozpowszechnia mainstream międzynarodowy – i którą byłby w stanie zaakceptować jedynie tylko dawny, niemiecki lub sowiecki, pluton egzekucyjny.
Wciąż żywa jest wśród ludności Podlasia pamięć z tamtych lat na temat ukrywania Żydów przez Polaków. Niektórzy wspominają, że “trzeba było z kijem stać i pilnować, aby nie wystawiali głów przez otwory zabite deskami w budynkach gospodarskich lub na strychach domów. Na krzyk, że do wsi jadą Niemcy, Żydzi wpadali w panikę i ze strachu nie mogli usiedzieć w ukryciu. Często dochodziło więc do nieostrożnej dekonspiracji, bo sami dawali powody do podejrzeń, że nie są domownikami” – wyjaśnia Janusz Domański ze wsi Pachole. Narażali w ten sposób polskie rodziny na częstsze niż zwykle niebezpieczeństwo kary śmierci. Mimo realnego zagrożenia, Polacy nigdy nie przestawali udzielać takiej pomocy, przede wszystkim dlatego, że sami musieli borykać się z niemieckimi podejrzeniami o konspirację – np. znaleziony w szafie mundur wojskowy dziadka z pierwszej wojny światowej lub fałszywy donos skłóconego sąsiada, który długo żywił urazę za jakieś niewyjaśnione, często nawet błahe, nieporozumienia z wcześniejszych lat.
To odium zawiści uwidacznia się teraz – jako fala wrogości i politycznego sprzeciwu – jedni przeciwko drugim: zwolennicy PO przeciwko PiS. Donos goni donos – ma podłoże dobrze opłacanego (?) wstrętu do polskości. A Żydzi, jak dawniej, z wychylonymi głowami zza drzew w sadzie, karmią się dojrzałymi czereśniami – zawsze gotowi do ucieczki, tym razem przed Polakami, co usiłują ocalić owoce swojej ciężkiej pracy przed nieproszonymi gośćmi.
Antoni Ciszewski
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!